Strona główna
Galeria Kontakt Ogłoszenia
Historia Ziemia
Wyszukaj na stronie


Trzej pszczelarze
Pan Jerzy nosi nazwisko rodziny, która figuruje w starych kronikach jako fundatorzy ołtarza Matki Boskiej w wyszkowskim kościele. Przed swoją szkołą zasadził dąb, który jest obecnie okazałym drzewem.
Pan Jan urodził się na Zakręziu, gdzie rodzina gospodarzyła od dziada pradziada. Jest absolwentem wyszkowskiego LO. Tarczę szkolną, którą przechował, wnuki – uczniowie liceum umieściły w szkolnej gablocie. Jego córka, Agnieszka Głowacka, także absolwentka liceum, a obecnie nauczycielka historii, wraz z Elżbietą Borzymek wybrały i opracowały teksty do „Nieco-dziennika zjazdowego” wydanego z okazji III Zjazdu Absolwentów i 90-lecia szkoły. We wstępie napisała, że zgromadziły w nim „wszystko to, co pozwala nieco posmakować przeszłość, wzruszyć się lub uśmiechnąć, może odkryć coś ciekawego…”
Pan Stanisław pochodzi z nieodległej miejscowości Porządzie, która weszła do anegdoty z czasów Gierka. I sekretarz wybrał się z gospodarską wizytą, której trasa prowadziła przez Porządzie. Gdy przeczytał nazwę, natychmiast kazał zawracać.
Pan Stanisław, jak mówi, trochę wędrował po Polsce. Przyjechał z tarnobrzeskiego zagłębia siarkowego, ponieważ w Rybienku Leśnym jest zdecydowanie zdrowszy klimat.
Trzej panowie są na emeryturze. Połączyła ich wspólna pasja – pszczelarstwo. Pan Jerzy zrobił specjalnie mistrzowski kurs pszczelarski i założył pasiekę w swoim pełnym kwiatów ogrodzie.
Pan Jan ma swoją w dawnym rodzinnym gospodarstwie. Pan Stanisław, nagrodzony najwyższym odznaczeniem pszczelarskim im. ks. Dzierżona, dołączył do niej swoje ule.
Wspólna pasja zrodziła przyjacielsko – towarzyską zażyłość. Odwiedzają się, świadczą różne przysługi, szczególnie pan Jerzy, który jest „złotą rączką” i ma dobrze wyposażony warsztat. Pomagają sobie, gdy przychodzi pora wirowania miodu. Najczęściej spotykają się u pana Jana, skąd ze skarpy roztacza się widok na Wyszków, Bug i rozległe łęgi.
Na łęgach
Gdy spłonął stary dom, pan Jan zaadoptował ocalałe budynki gospodarcze na niewielki domek i dojeżdż,a jak może najczęściej, z wyszkowskiego osiedla. Na środku obejścia rośnie dąb, który ma niezwykłe siły witalne. Prawie nie gubi liści w zimie, a gdy płonął dom, wytrzymał nietknięty bijący od ognia żar.
Pan Jan pielęgnuje to, co pozostało po gospodarstwie. Posadził tylko drzewa przy płocie, które noszą imiona wnuków. Wybujały pięknie, a i wnuki są też słusznego wzrostu. Mają sentyment do tego miejsca i od dzieciństwa spędzają wakacje. Teraz przyjeżdżają ze swoją harcerską drużyną. Pokazują kolegom piwnicę skrytą w ziemi , z potężnymi drzwiami i solidną kłódką. W dzieciństwie bardzo ich intrygowała. Kiedyś nawet odkryli szkielet kuny, która tam się zakradła.
Spotkanie na Zakręziu tradycyjnie zaczyna się od spaceru na łęgi i łąkę gospodarza. Ze skarpy roztacza się panorama skrytego w zieleni Wyszkowa i porośnięte krzewami łęgi, na których pasie się kilka krów.
- Za mojego dzieciństwa - wspomina pan Jerzy - było tutaj ogromne stado. Kiedy krowy powracały z łąk na wieczorny udój, to gdy pierwsze już mijały kościół, kolumna ciągnęła się jeszcze het, het… Same bezbłędnie trafiały do swoich gospodarstw. Stada pilnowało kilku pastuchów, którzy od wiosny do zimy mieszkali w szałasach. Zazdrościliśmy im jak prawdziwym kowbojom…
- Gdy łęgi zalewała woda - włącza się pan Jan - rybacy wypływali tutaj łodziami na połów. Łęgi były pełne tajemnic. Pozostało jeszcze kilka oczek wodnych, teraz prawie całkowicie porośniętych szuwarami. Jedno z jeziorek położone bliżej Turzyna, gdzie kiedyś żyły tury , nazwane zostało Głusza i przeszło do miejscowej czarnej legendy. Podobno ma podwójne dno, pod które „coś” wciągało ludzi, a jeszcze do tego z dna dobiegało bicie dzwonów z zatopionego kościoła…
Zostało opisane w „Przewodniku po Ziemi Wyszkowskiej”.
W dziecięcej wyobraźni żelazny krzyż postawiony w nieznanej intencji budził rozmaite skojarzenia. Wzniesienie stawało się skrytą w ziemi dawną osadą lub warownią. To, że przed wiekami mieszkali tutaj ludzie, potwierdziło odkryte w czasie wykopów ziemnych pod obwodnicę cmentarzysko popielnicowe sprzed 2 tysięcy lat. Można też o tym przeczytać w przewodniku.
Ciekawił ustawiony na łęgach wielki kamień triangulacyjny, ale komuś się przydał i zniknął.
Niedawno wtargnęła w odwieczny krajobraz betonowa obwodnica ze stalowymi konstrukcjami. Widać ją w całej okazałości z łąki pana Jana. Trzej pszczelarze zaakceptowali ją i nawet kibicowali budowie.
Zakręzie straciło swój rolniczy charakter. W sąsiedztwie posiadłości pana Jana stoją opuszczone drewniane domki, a ich miejsca zajmują okazałe budowle. Panu Janowi także składano oferty sprzedaży.
Miodobranie
Pasieka na Zakręziu znajduje się tuż przy płocie, za którym rozciąga się pole gryki.
- Niestety, w tym roku zawiodła na całej linii - ma żal pan Stanisław, nie nektarowała. W normalnych warunkach atmosferycznych nektar pojawia się tylko przez dwie godziny w ciągu dnia, zwykle pomiędzy 12.00 a 14.00, najobficiej w trochę pochmurne, ale ciepłe dni.
Pan Stanisław doliczył się kiedyś na polu czterech pszczół, a jeszcze do tego dwie z nich siedziały na łopuchach.
- Zawiodły także akacje - dodaje pan Jerzy. Za to, na szczęście, dopisały lipy i niezawodne nadbużańskie zarośla.
- Nie jest źle - optymistycznie ocenia pan Jan.
Żartują , że są milionerami, ponieważ mieli miliony pszczół w pszczelarskim życiu. Łatwo obliczyć: w jednym ulu jest ich 60 - 70 tysięcy. W ciągu 20 lat - ponad milion.
Zajmowanie się pszczołami wyznacza w dużym stopniu rytm życia, nakłada rygorystyczne obowiązki, ale daje przyjemność i satysfakcję, nie tylko wymierną w litrach uzyskanego miodu. Poza tym hodowla pszczół jest czysta i nie pachnie brzydko.
Pan Stanisław przejął pszczelarskie tradycje i wtajemniczenie od bliskich krewnych. Podobnie pan Jerzy i Jan. Pszczelarze tworzą profesjonalne, zintegrowane środowisko, czytają literaturę fachową, kultywują piękne tradycje polskiego pszczelarstwa. Mówią, że chociaż człowiek zajmuje się pszczołami od 6 tysięcy lat, to nie odkrył jeszcze wielu ich tajemnic. Dlatego obserwacja życia pszczół jest tak fascynująca - zgodnie twierdzą trzej pszczelarze.
Pan Stanisław lubi usiąść blisko uli i obserwować rytm pracy pszczół. Pan Jerzy podziwia architekturę plastra miodu. Kiedy się wyjmie ramkę jest biała , ma powierzchnię równą jak lustro. Na jedną kroplę miodu pracuje 5 robotnic. Nic dziwnego, że przy takiej harówie żyją tylko do 20 dni. Matka - królowa żyje za to od 5 do 7 lat. Od urodzenia jest hołubiona przez troskliwe opiekunki i karmiona czymś specjalnym. Morał z tego, że aby żyć długo należy się dobrze odżywiać i nie zaharowywać na śmierć.
- Kiedyś szukałem w ulu matki - wspomina pan Jerzy - nie mogłem jej dostrzec pod grubą warstwą pszczół. Słyszałem tylko charakterystyczny głos. Dmuchnąłem na pszczoły, rozsunęły się i zobaczyłem ją siedzącą na krawędzi ramki. Gdakała jak kwoka do swoich piskląt.
Kiedyś brat podarował mu matkę przywiezioną z daleka, w specjalnym pudełku. Założył się , że wypuści ją w Rybienku, a ona powróci. Nie było jej ponad godzinę, ale rzeczywiście wylądowała w swoim pojemniku.
Pan Stanisław martwi się, gdy matka wylatuje na „trutowisko”, do miejsca, gdzie gromadzą się trutnie na gody, a bywa, że to kilkanaście kilometrów od ula.
W drodze powrotnej może ją przecież dopaść jakaś jaskółka. Wszyscy trzej martwią się dochodzącymi ze świata wieściami o chorobach pustoszących ule, szczególnie tych wywoływanych przez wirusy.
O pszczołach można mówić wszystko, co najlepsze, ale nie ma idealnych, łagodnych jak baranki. Wiadomo, że potrafią boleśnie użądlić. Pszczelarze także nie mają żadnego immunitetu, doświadczyli tego wielokrotnie. Dym, owszem, odstrasza, chroni specjalny strój, ale i tak dopadną. Może jednak jakiś dreszczyk emocji jest potrzebny.
Strach przed pszczołami jest powszechny. Pan Stanisław był świadkiem takiego piorunującego wrażenia. Wracał kiedyś maluchem z pasieki. We wnętrzu zabłąkały się pszczoły. Kiedy zatrzymał się na stacji benzynowej, aby zatankować , a obowiązywały wówczas specjalne talony, obsługujący dystrybutor wypatrzył pszczoły, przeraził się, nie chciał talonu, kazał tylko odjechać jak najszybciej.
Ale pszczoły mogą także leczyć. Pan Jerzy poleca wszystkim znajomym propolis, czyli kit pszczeli, o którego skuteczności przekonał się osobiście. Ma za sobą autorytet uczonych.
Trzej pszczelarze potrafią opowiadać o pszczołach godzinami, szczególnie przy grillu u pana Jana na Zakręziu. Żona pana Jerzego opowiada, że kiedy jakaś pszczoła wpada do ich domu, mąż natychmiast przygotowuje łyżeczkę z ocukrzoną wodą. Kiedy pszczoła się opije i odlatuje do ula, mąż przygotowuje kolejną porcję.
Stanisław Kostrzewa
Wróć do listy artykulów z tego wydania
Komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami internautów. Redakcja Nowego Wyszkowiaka nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Redakcja zastrzega sobie możliwość przeredagowywania fragmentów komentarzy w sposób nie zmieniający ich przekazu, a w szczególnych przypadkach usuwania fragmentów lub całych komentarzy. Nie będziemy publikować opinii, które są wulgarne, obraźliwe, naruszające zasady współżycia społecznego, zawierają adresy www i e-mail oraz dane osobowe i teleadresowe, obrażają osoby publiczne, obrażają inne osoby uczestniczące w dyskusji, mogą łamać prawa autorskie, nie są zgodne z tematem komentowanego artykułu.
2009-08-23 09:16
~doczytelnika
szkoda, że nie umiesz czytać ze zrozumieniem. Pod artykułem wyraźnie podpisany jest autoe, a nie AUTORKA.
2009-08-22 19:20
~pszczelarz
Ci panowie z obrazka to pszczoły widzieli chyba na obrazku
2009-08-22 15:16
~czytelnik
Nie wiem czy to Ci niby pszczelarze czy też autorka wymyśliła takie brednie. Chociażby to "Kiedyś szukałem w ulu matki - wspomina pan Jerzy - nie mogłem jej dostrzec pod grubą warstwą pszczół. Słyszałem tylko charakterystyczny głos. Dmuchnąłem na pszczoły, rozsunęły się i zobaczyłem ją siedzącą na krawędzi ramki. Gdakała jak kwoka do swoich piskląt. Kiedyś brat podarował mu matkę przywiezioną z daleka, w specjalnym pudełku. Założył się , że wypuści ją w Rybienku, a ona powróci. Nie było jej ponad godzinę, ale rzeczywiście wylądowała w swoim pojemniku. Pan Stanisław martwi się, gdy matka wylatuje na „trutowisko”, do miejsca, gdzie gromadzą się trutnie na gody, a bywa, że to kilkanaście kilometrów od ula." A może wcześniej należało skonsultować to z jakimś pszczelarzem z prawdziwego zdarzenia. Nie rozumiem czemu ten artykuł ma służyć ?
2009-08-20 08:36
~Blue
Panowie bzykacze ;)
2009-08-19 22:39
~Mieszko
super opowieść, szkoda, że autor nie ujawnia nazwisk pszczelarzy...fotka tez super.
Czytaj w aktualnym numerze
Wiadomości z miasta
Twarzą w twarz, na scenie, a nie w wirtualnym świecie smartfonów spotkały się współczesne dzieci i nastolatki w kolejnym Tanecznym Deptaku. Twórcy...
Sport
Ostatni pojedynek w III lidze kobiet rozegrały w sobotę zawodniczki Loczków Wyszków. - Oby ostatni na czas dłuższy niż rok - mówią...
Czytelnicy napisali
01.06.2016r. w prezencie z okazji Dnia Dziecka, rodzice z grupy „Żabki” pod czujnym okiem Pani Magdaleny Łyszkowskiej i Moniki Ponichtera przygotowali przedstawienie...
Wiadomości z powiatu
Wszyscy radni zagłosowali za udzieleniem wójtowi absolutorium z tytułu wykonania budżetu za 2015 r. Budżet zamknął się ponadmilionową nadwyżką, na inwestycje...
Kultura
Wyszkowska biblioteka włączyła się w ogólnopolską akcję Noc Bibliotek „Wolno czytać”, która upłynęła pod znakiem Henryka Sienkiewicza i...

strony www Warszawa