Wyszukaj na stronie

Z powodu infekcji, zapalenia oskrzeli i płuc pediatrzy przyjmują zdecydowanie więcej pacjentów niż zazwyczaj. Uspokajają, że takie zachorowania o tej porze roku są czymś naturalnym i przynajmniej na razie nie grozi nam epidemia grypy.
Nasze zaniepokojenie w poniedziałek, 9 listopada wzbudziły informacje o licznych nieobecnościach w szkole. W jednej z klas nie było 2/3 uczniów. Okazuje się jednak, że to sporadyczne przypadki. - Frekwencję monitoruję od czwartku, kiedy do szkoły nie przyszło 7,8% uczniów. W piątek – 7,9%, a dzisiaj – 8% - w poniedziałek powiedział nam dyr. SP2 Jan Hryniewicz. - To normalny stan, kiedy w klasie nie ma po 2 – 3 uczniów.
Jednak przychodnie dziecięce przeżywają oblężenie. W poniedziałek przed przychodnią dziecięcą przy ul. Sikorskiego kolejka ustawiła się już ok. 7.00. Do 17.00 Maria Macioszczyk przyjęła 65 pacjentów, Danuta Kuba – 60, dwukrotnie więcej niż zazwyczaj. – To głównie infekcje, ale małe dzieci nie radzą sobie z nimi, rozwijają się więc w zapalenia oskrzeli i płuc – usłyszeliśmy w rejestracji. - Wg mnie powinno się zamknąć szkoły. To jedyny sposób na przerwanie łańcucha infekcji.
Nie wszyscy rodzice czekali do poniedziałku. W weekend licznie odwiedzali z przeziębionymi dziećmi Nocną Pomoc Lekarską w szpitalu.
– O tej porze roku zawsze ilość zachorowań jest zwiększona – uspokaja ordynator oddziału dziecięcego Joanna Kukawka-Jurczyk. – To normalne. Zmienna pogoda sprzyja zachorowaniom. Niepotrzebna jest ta panika nagłaśniana przez media.

Wróć do listy artykulów z tego wydania