Wyszukaj na stronie

Do dziwnego napadu na zakład cukierniczy w gminie Rząśnik doszło w poprzedni weekend. Napastnik zmusił, grożąc bronią, pracowników do rozebrania się i spalenia swoich ubrań. Zabrał im telefony komórkowe, które też spalił. Powodem tego niecodziennego zdarzenia był konflikt rodzinny.
Do napadu doszło w nocy z 19 na 20 marca. Zamaskowany mężczyzna z bronią w ręku wtargnął do zakładu około północy. Czworgu pracownikom kazał oddać telefony komórkowe i rozebrać się. Ubrania polecił położyć na masce stojącego przed budynkiem samochodu, a potem polać je cieczą (którą przyniósł w bańce) i podpalić, po czym uciekł. Napadnięci sami ugasili ogień.
Jak ustaliła policja, mężczyzna nie działał sam. Przed budynkiem czekały na niego jeszcze 3 osoby. Ukradzione telefony zostały spalone w pobliżu jednego z przystanków autobusowych przy drodze Pułtusk - Serock.
Poszkodowani straty oszacowali na 740 zł, nie są jeszcze wycenione szkody powstałe w wyniku uszkodzenia samochodu.
W ręce policji najszybciej (w niedzielę, 21 marca) wpadli trzej mężczyźni oczekujący przed zakładem: 23-latek z gminy Serock, 33- i 21-latek z gminy Rząśnik. W poniedziałek i wtorek prokurator zastosował wobec nich dozory policyjne i poręczenia majątkowe. Najstarszemu z zatrzymanych postawiono zarzut bezprawnej groźby pozbawienia życia, pozostali dwaj usłyszeli zarzut pomocnictwa w popełnieniu tego przestępstwa.
W czwartek, 25 marca został zatrzymany czwarty ze sprawców, 37-letni mieszkaniec Warszawy. Prokurator postawił mu zarzut bezprawnej groźby wobec poszkodowanych oraz dokonania na nich rozboju. Zastosował wobec niego dozór policyjny i poręczenie majątkowe w wysokości 10 tys. zł.
Jak poinformowała nas prowadząca sprawę wyszkowska Prokuratura Rejonowa, napastnicy chcieli w ten niekonwencjonalny sposób zmusić brata jednego z zatrzymanych, który prowadzi zakład cukierniczy w jego budynku, do zaprzestania działalności.

Wróć do listy artykulów z tego wydania