Wyszukaj na stronie

Ponad 180 osób zostało ewakuowanych w piątek, 3 września rano z budynku urzędu miejskiego i starostwa. Zostawiona na korytarzu walizka podróżna na tyle zaniepokoiła pracowników, że wezwano policję i pirotechników. Jedynie niebezpieczne mogłyby być w niej… nieświeże skarpetki. Obydwa urzędy nie pracowały przez prawie 3 godziny.
Dość duża walizka podróżna stała na parterze, przy wejściu od al. Róż, tuż przy kasie, o czym sekretarza powiatu Zdzisława Bociana zaalarmowała naczelnik wydziału wdrażania programów pomocowych. Jak czytamy w sporządzonej po akcji notatce, „po przeprowadzonej przez sekretarza akcji sprawdzającej, nie stwierdzono na terenie urzędu obecności właściciela pozostawionej walizki.” Stąd decyzja o ewakuacji i ściągnięciu policji, straży pożarnej, miejskiej i karetki pogotowia. Kilka minut później 77 pracowników starostwa, 69 – urzędu miejskiego i ok. 40 petentów stało już na ulicy.
Uprawnieni do wstępnego zbadania sytuacji policyjni pirotechnicy nie potrafili określić, czy zawartość walizki stwarza zagrożenie. Podjęto więc decyzję o sprowadzeniu z Warszawy dysponujących lepszym sprzętem saperów. Nim dojechali do Wyszkowa, zgłosił się właściciel kłopotliwego bagażu. Okazał się nim 31-letni mieszkaniec Wielkopolski. Wraz z kolegą reperuje łódź, która utknęła na wyszkowskiej przystani. Walizkę zostawił w urzędzie, idąc na zakupy, bo… była za ciężka. Twierdził, że nawet rozmawiał o tym z jednym z urzędników. Gdy przy eskorcie policji otworzył walizkę, w której były ubrania i inne rzeczy osobiste, wszyscy odetchnęli z ulgą. Alarm został odwołany, a urząd wznowił funkcjonowanie ok. 12.00.
- Uważam, że decyzja o ewakuacji była słuszna – po akcji powiedział nam policjant Tomasz Marcinkiewicz, dowódca zabezpieczenia. Piątkowe zdarzenie okazało się niegroźne, a nawet zabawne. Przy okazji zwróciło naszą uwagę na brak w urzędzie zabezpieczeń, które w takiej sytuacji okazałyby się pomocne, np. monitoringu. Kamery zarejestrowałyby, kto walizkę zostawił i z kim rozmawiał, co z pewnością przyspieszyłoby wyjaśnienie okoliczności, być może nie doszłoby do ewakuacji urzędów.
Starosta Pągowski przyznaje, że nad założeniem monitoringu trzeba się poważnie zastanowić. Natomiast zdaniem burmistrza Nowosielskiego nie jest on koniecznością. - Urząd nie pozostaje bez ochrony – przekonuje. – W czasie pracy jest przycisk antynapadowy, ochroniarz przychodzi o 15.30 i jest do 8.30. Na dole jest też alarm.
W piątek zastosował się do decyzji o ewakuacji, choć sam by jej nie podjął.

Wróć do listy artykulów z tego wydania