W pierwszym składzie Campera wybiegli na parkiet: Alancewicz, P. Kaczorowski, Ł. Kaczorowski, Główczyński, Świerżewski, Walendzik oraz libero Knasiecki. 

Sympatycy stołecznego klubu, których na trybunach zasiadło niewielu, powody do radości mieli jedynie na samym początku. Wyszkowianie potrzebowali kilku minut, by wejść w mecz, co konsekwentnie wykorzystywali rywale. Kiedy na tablicy widniało 16:14 dla UW, w pole zagrywki powędrował Maciej Alancewicz i zagościł tam na kilka akcji. Jego mocna zagrywka odrzuciła warszawian od siatki i ułatwiła zadanie blokującym. Zawodnicy Edwarda Skorka zaczęli grać nerwowo i nieuważnie, popełniając coraz więcej błędów własnych. Camper wyrównał, po czym osiągnął bezpieczną przewagę. Jęk zachwytu słychać było, kiedy ze środka, z idealnie podanej piłki, huknął potężnie Maciej Główczyński (21:18). Ten sam zawodnik chwilę później dwukrotnie z rzędu blokował na skrzydle. Wynik 25:19 ustalił po kontrze Łukasz Kaczorowski. 

Przerwa nie wpłynęła na gospodarzy zbyt mobilizująco, co widać było po ich minach i zachowaniu. Walczyli jak równi z równym jedynie do stanu 4:4, po czym ponownie przypomniał o swojej zagrywce Alancewicz, serwując dwa asy. Na nic zdała się rozgrywającemu stołecznych „kiwka”, bo zablokował ją Paweł Kaczorowski. Przewaga wyszkowian rosła, a miejscowi zamiast poprawą gry dyskusją z sędzią chcieli odwrócić losy seta. Skończyło się to żółtą kartką i darmowym punktem dla Campera. Podręcznikowego asa zapisał na swoim koncie tradycyjnie starszy Kaczorowski, podwyższając na 13:8. Wyszkowscy kibice oklaskiwali swoich ulubieńców coraz głośniej, zwłaszcza po efektownych potrójnych „czapach” siatkarskich. Trójblok nie był natomiast przeszkodą dla Pawła Kaczorowskiego, który na 22:12 podwyższył wynik, mijając go po prostej, w szósty metr. Leworęcznego Łukasza Kaczorowskie-go w ataku zastąpił Przemysław Gniewek, jednak nie wszedł do gry tak, jakby sobie tego życzył. Mimo dwóch punktów z rzędu zdobytych przez warszawian, losy partii nie mogły się już odwrócić. Podobnie ostateczny „cios” zadał Paweł Kaczorowski, obijając blok na lewym skrzydle (25:14). 

Trzecią odsłonę Camper rozpoczął w wyjściowym składzie. Miejscowi prowadzili w niej tylko raz, po bloku na Macieju Główczyńskim było 1:0. W dalszym przebiegu seta coraz mocniejszy wiatr w żagle łapali podopieczni Szulca i Milewskiego. Na przełamanie rozegrał do Główczyńskiego Walendzik, ten skierował piłkę w swoim stylu do prawej linii, w trzeci metr i było już 3:2. Punkt bezpośrednio z zagrywki zdobył, na 9:4, Łukasz Kaczorowski. Po kiwnięciu Tomasza Walendzika z drugiej piłki na tablicy był wynik 11:5. Kilka dobrych akcji lewym skrzydłem rozegrał wprowadzony na parkiet Konrad Nassalski. Po jego zagrywce okazję do ataku z przechodzącej wykorzystał Dominik Zalewski (23:13). Piłkę meczową wyszkowianie osiągnęli po znakomitej obronie Tomka Knasieckiego, który podbił mocne zbicie po prostej, dając tym samym szansę do ataku samemu Walendzikowi (24:13). Patent na kończący blok zdobył Dominik Zalewski, który, podobnie jak w meczu z Hajnówką, dopełnił formalności w tym elemencie (25:13).

Porażkę w Olsztynie faworyzowani Czarni Radom tłumaczą brakiem wystarczającej koncentracji i zaangażowania. - Jeśli nie angażuje się w mecz w stu procentach, to nie osiągnie się sukcesu - odpowiadał na pytania dziennikarzy trener Wojciech Stępień. Camper Wyszków, co prawda dzięki temu jest samodzielnym liderem, jednak przed huraoptymizmem ostrzega końcowa wypowiedź szkoleniowca radomian: „Taki zimny prysznic wpłynie pozytywnie na naszą postawę w kolejnych meczach”. 

To właśnie olsztynianie będą gościć już w najbliższą sobotę, 29 października w Wyszkowie i na zwycięstwie z Czarnymi z pewnością nie chcą spocząć. Zapowiada się emocjonujące widowisko, które rozegrane zostanie wyjątkowo na hali Zespołu Szkół nr 3 (d. CKU), przy ul. Matejki 9. 

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: