Jak na sesji 26 stycznia zauważył wójt Stanisław Jastrzębski, największy wydatek w budżecie gminy stanowią szkoły. - Rocznie mamy o ok. 30 – 40 dzieci mniej – dodał. Co za tym idzie, maleje rządowa subwencja, a rosną wydatki Gminy.

Likwidacja z dniem 31 sierpnia podstawówki w Chrzczance nie wzbudziła wśród radnych dyskusji. W ostatnich latach szkoła nie prowadziła naboru, obecnie uczniów ma tylko w klasach III – VI.  Zostaną przeniesieni do ZS w Starym Bosewie, gdzie będą kontynuowali naukę w gimnazjum. W budynku szkoły pozostanie ośrodek przedszkolny i siedziba klubu seniora, część pozycji bibliotecznych i siłownia.

Gmina dysponuje już pozytywnymi opiniami od związków zawodowych i kuratorium. Za likwidacją zagłosowało ośmioro radnych, sześcioro wstrzymało się od głosu.
 

Niewykluczone, że zmiany czekają również szkołę w Sieczychach. - Z analizy wynika, że od września odejdzie 14 dzieci z klas VI, a do I klasy przyjdzie 5 – poinformował wójt. - Nie ukrywamy, że ponad 400 tys. zł to koszt wynagrodzeń siedmiorga nauczycieli, których tam zatrudniamy. Do tego koszty utrzymania obiektu. Ponad 300 tys. rocznie do tej szkoły dokładamy.

Jak zaznaczył Stanisław Jastrzębski, szkoły nie zamierza likwidować. – Sieczychy to wieś produkcyjna, na skraju gminy. Chciałbym dać jej szansę rozwoju. Dlatego zaproponowałem przekazanie placówki stowarzyszeniu – wyjaśnił. - Najlepiej byłoby, gdyby szkołę poprowadziło nasze stowarzyszenie, które od lat prowadzi już sieć ognisk przedszkolnych. Do naszego stowarzyszenia mamy wgląd, kontrolę, możemy analizować sytuację.

Prowadzenie szkoły przez stowarzyszenie to przede wszystkim oszczędność na wynagrodzeniach. - Pedagodzy pracują 40 godzin tygodniowo, nie są zatrudniani z Karty nauczyciela – mówił Stanisław Jastrzębski. - Zakładam, że zostanie czworo. Pozostałym zobowiązuję się znaleźć pracę w innych placówkach. Nie mamy wolnych etatów, ale mamy pewne możliwości w godzinach nadliczbowych.

By nie działać zbyt pochopnie i odłożyć decyzję na przyszły rok, apelował radny Arkadiusz Mech. 

- Każdą decyzję możemy odłożyć, ale popatrzmy na ekonomię – odparł wójt. – Wszystkie wydatki na szkołę to kwota 586.725 zł, a subwencja wynosi 309 tys. zł. Szukamy pieniędzy na inwestycje, powiedzmy, czy chcemy dalej rozwijać tę gminę. Są możliwości pozyskania środków zewnętrznych na inwestycje, ale musimy pokazać wkład własny.

- To trudne wybory moje i państwa – kontynuował Stanisław Jastrzębski. - Konsekwencje spadną na nas. Ale po to nas mieszkańcy wybrali, żebyśmy mądrze i gospodarnie wybierali.
 

Z analizy wydatków oświatowych wynika, że 250 tys. zł rocznie gmina dokłada do obiadów w szkołach. Ponieważ placówki oświatowe mogą pobierać opłatę tylko za tzw. wsad do kotła, obiady kosztują 2,3 zł (nauczyciele płacą 2,8 zł), przy rzeczywistym koszcie 3,7 zł (3 razy w tygodniu – zupa, 2 razy – drugie danie). Władze gminy chcą uniknąć rozwiązania stosowanego przez inne samorządy, czyli zamknięcia szkolnych kuchni i wynajęcia prywatnej firmy. Po pierwsze pracę straciłoby sześć kucharek zatrudnionych w Długosiodle i Starym Bosewie, po drugie Gmina nie miałaby wpływu na jakość przywożonych do szkół obiadów. - Chcemy, by każdy, kto korzysta, wiedział, za co płaci – argumentował wójt. 

- Ratujemy miejsca pracy, mamy wpływ na jakość żywienia.

- Dziecko musi być nakarmione, żeby mogło się uczyć – podkreśliła radna Maria Gałązka. - Dobre, mimo kosztów, powinno być podtrzymywane. Kuchnie spełniają swoje zadanie bardzo dobrze, obsługują wszystkie placówki, 360 osób, są bardzo dobrze wyposażone, nigdy nie było zatruć. Jeżeli dojdzie do likwidacji kuchni, to nie odtworzymy ich. Dlatego spokojnie. - Nikt nie mówi o likwidacji – zapewnił wójt.

- Chodzi o to, żeby to mniej kosztowało – dodała Celina Rudnik. - Są osoby samotne w Długosiodle, chętnie kupiłyby taki obiad. Chcemy im to umożliwić.

Jak podkreślił Stanisław Jastrzębski, w przypadku szkolnych kuchni znalezienie rozwiązania zgodnego z prawem nie jest łatwe: – Pracujące tam panie nie chcą założyć własnej działalności gospodarczej, bo gmina nie może im zagwarantować, że kupi zupki od nich. Będą musiały wziąć udział w przetargu. 

- Ja dziś nie potrafię wymyślić lepszej formuły - dodał. - Robimy wszystko, żeby nie zamykać, nie zwalniać.

Eugeniusz Wieczorek zastanawiał się, czy podwyżka nie spowoduje, że zakupieniem posiłków będzie zainteresowanych mniej rodziców niż obecnie. - I nie będzie nam się opłacało kuchni utrzymywać – mówił. - Rostowski broni krajowego budżetu, Jastrzębski – gminnego, a kto będzie bronił rodzinnego?

Jeśli uda się wprowadzić zmiany, kuchnie będą serwowały tylko zupę z pieczywem. - Nawet jeśli koszt wyniesie 3,70zł, to czy złotówka jest rzeczywiście problemem? – zastanawiał się wójt. – Ośrodek Pomocy Społecznej automatycznie ufunduje mniej zup. Oczywiście, biedni dostaną tę pomoc, ale czy lepiej sytuowani też muszą ją dostać?

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: