Pożar wybuchł we wtorek 12 czerwca po północy. - W momencie przyjazdu pierwszych zastępów pożarem objęte były 2 hale magazynowe ze składami drewna oraz znajdująca się obok stajnia – relacjonuje wyszkowska straż pożarna.

- Na miejscu zastano widoczny z kilku kilometrów pożar, ogniem objęty był budynek z dużą ilością drewna, wolno składowane drewno oraz stajnia, wydobywające się płomienie sięgały kilkunastu metrów. Dodatkowo sytuację pogorszył wybuch samochodu dostawczego, który przyczynił się do szybkiego rozwoju ognia – dodają strażacy z Lucynowa Dużego.

Strumienie wody strażacy skierowali nie tylko na płonące budynki, ale też obok, by uratować suszarnię, mieszkanie i biuro.

W sumie w trwającej ok. 7 godzin akcji gaśniczej uczestniczyło 18 zastępów pożarniczych z JRG Wyszków i Wołomin oraz OSP Zabrodzie, Słopsk, Lucynów Duży, Kamieńczyk, Brańszczyk, Radzymin i Dąbrówka. Na miejscu pojawiło się pogotowie ratunkowe, energetyczne i policja. Przyjechali też mieszkający niedaleko komendant główny straży pożarnej Wiesław Leśniakiewicz i powiatowy Ignacy Woźniak.
 

W sumie spaleniu uległy trzy obiekty o łącznej powierzchni ok. 830 m kw. Prawdopodobnie przyczyną było zwarcie instalacji elektrycznej. - Nie chcę mówić o nieszczęściu, tylko podziękować – w rozmowie z NW mówi właścicielka nieruchomości Beata Kornatka. Pomagają pracownicy, znajomi, sąsiedzi. I nikt nie chce pieniędzy, nawet za paliwo do sprzętu, bez którego pogorzelisko trudno byłoby uporządkować. - Sąsiedzi rzucili się na pomoc już podczas pożaru, dzięki nim ocalał budynek biurowy – dodaje pani Beata. - Rano przyjechał wójt, użyczył sprzętu, przysłał bezrobotnych.

- Bardzo cieszymy się ze wszelkich form pomocy, bardzo za wszystkie dziękujemy. To niesamowite, co ludzie robią w obliczu tragedii. Przysyłają nawet pieniądze, przynoszą osprzęt dla koni, podarowano nam siano, sąsiad skosił łąkę. Już po ugaszeniu pożaru strażacy przyjechali pomóc w odgruzowywaniu. Dzięki portalowali internetowemu dla miłośników koni odzew jest z całej Polski.
 

Od razu przyjechały też dzieci bezpłatnie korzystające ze stajni, w której trzymano w sumie 16 koni (w tym 10 właścicieli stolarni). Kiedy pojawił się ogień, wszystkie wypuszczono. Na szczęście po dwóch godzinach zwierzęta odnalazły się.

- Ta stajnia była takim hobby, które wymknęło się spod kontroli – opowiada pani Beata. - Mieliśmy konie, więc zaczęły pojawiać się dzieci z okolicy. Chętni jeździli bezpłatnie. Spontanicznie zaczęliśmy jeździć na zawody, nasze dziewczęta odnosiły nawet sukcesy sportowe. W ubiegłym roku przygarnęły się do nas dzieci z Rodzinnego Domu Dziecka w Starych Załubicach, zaczęły traktować stajnię jak swój drugi dom. Gdybyśmy im pozwolili, nawet spałyby w stajni. Najbardziej żal mi właśnie dzieci i młodzieży, wszyscy bardzo się angażowali, uczestniczyliśmy w różnych imprezach (ostatnio w Pikniku Rodzinnym w wyszkowskim Monarze – red.). Ze względu na nich jest mi tak przykro.

Młodzież nie oszczędza się podczas porządkowania terenu. - Na razie prowizorycznie chcemy postawić boksy dla koni – planuje pani Beata. - Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty odbudowywać tego wszystkiego. Ale dzieci i młodzież mają taki zapał. „Co to dla nas” – mówią.

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: