11 kwietnia, w czwartek, wydawało się, że rozegranie meczu nie będzie możliwe. Na boisku zalegała około 10-centymetrwa warstwa śniegu, a kierownictwo Bzury nie zgodziło się na rozegranie meczu w niedzielę. W tej sytuacji zarząd Bugu we własnym zakresie, przy pomocy pracownika WOSiR, zdecydował się na odśnieżenie płyty boiska. Dziś wiadomo, że bez tego do meczu na pewno by nie doszło.

Przed rozpoczęciem spotkania chwilą ciszy uczczono pamięć zmarłego 21 stycznia Leonarda Karpińskiego, zasłużonego działacza Bugu.

Do meczu z przedostatnią drużyną w tabeli wyszkowianie przystąpili bez dwóch podstawowych graczy, kontuzjowanych Szymona Chalskiego i Damiana Gałązki. Za nadmiar żółtych kartek, obejrzanych jeszcze w śląskiej „okręgówce”, musiał pauzować Mateusz Gołębiowski.

Szczególnie pierwsza połowa meczu nie była widowiskowa. Obie drużyny skupiły się przede wszystkim na tym, by nie stracić bramki, szczególnie goście swojej szansy szukali w kontratakach. Mocniej zaatakować rywala nie chcieli także gospodarze. Także dlatego, że Bzura wiosną to już zupełnie inna personalnie drużyna, prezentująca lepszą grę. W barwach Bzury zagrał m.in. Dariusz Jackiewicz, mistrz Polski z Zagłębiem Lubin, trzykrotny zdobywca Pucharu Polski z Amicą Wronki. Najbardziej wyróżniającym się graczem był Piotr Trafalski, pozyskany zimą z III-ligowej Pogoni Grodzisk Mazowiecki.

W 11 minucie Łukasz Kowalczyk podał do Alana Wróbla, ale kapitan Bugu przeniósł piłkę nad poprzeczką. Chwilę później z kilku metrów strzelał Damian Kaput, ale jego strzał zablokowało dwóch obrońców. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową strzelił Wróbel, a bramkarz z trudem przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 27 minucie na strzał z 20 metrów zdecydował się Łukasz Szala, ale piłka nieznacznie minęła słupek.

Więcej, przede wszystkim dzięki strzeleniu bramki, działo się po przerwie. Jedyna bramka meczu padła po rzucie wolnym, podyktowanym za faul na Damianie Kapucie, tuż przed linią pola karnego. Do strzału podszedł Kowalczyk, kopnął piłkę bardzo mocno, a ta po drodze odbiła się od nóg stojącego tyłem do bramki Szali i wpadła obok zmylonego bramkarza. W 65 minucie szczęścia ponownie szukał Kowalczyk, tym razem piłka po jego strzale odbiła się od obrońcy i minimalnie minęła słupek. Kilkadziesiąt sekund później z 25 metrów potężnie strzelił Jakub Rejnuś, ale i tym razem piłka minęła bramkę. Podczas kolejnej akcji jeden z obrońców Bzury wybił piłkę zmierzającą do pustej już bramki. Minutę później niewykorzystana okazja mogła się zemścić. Dwóch rywali znalazło się naprzeciwko Łukasza Derejki, na szczęście jeden z nich, zamiast strzelać, próbował przyjmować piłkę, ale szybszy był bramkarz Bugu.

Więcej ciekawych sytuacji, mimo naporu sochaczewian szczególnie w ostatnich minutach, już nie było. Mecz nie był wielkim widowiskiem, na szczęście drużyna trenera Ogrodzińskiego zagrała skutecznie w ofensywie, ale również w defensywie. Dobry pierwszy ligowy mecz wiosną przyniósł więc pierwszą dawkę optymizmu.

 

Już w najbliższą środę 17 kwietnia Bug rozegra pierwszy z zaległych meczów. O godz. 17 będzie podejmował Błękitnych Raciąż. Natomiast 20 kwietnia o 16.30 zagra w Gąbinie z Błękitnymi.

­MiM

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: