Trener Krzysztof Ogrodziński przed sobotnim meczem chciał zmienić coś w grze, a na pewno w ustawieniu zespołu po wcześniejszym remisie w Łomiankach. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu na stoperze zagrał Szymon Salwin, który nominalnie jest defensywnym pomocnikiem. Jego miejsce w pomocy zajął Bartosz Szydłowski. Z kolei na ławce rezerwowych usiadł Nazar Litun, a za niego szansę gry od pierwszej minuty dostał Łukasz Szala.

Mecz rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami. Przewagę, choć nieprzytłaczającą, mieli miejscowi. Goście ewidentnie nastawili się na grę z kontry i bronili się w każdej akcji 8-9 piłkarzami. Pierwszy bramki szukał Damian Gałązka. W 12 minucie strzelił z półobrotu, ale bramkarz był na posterunku. Cztery minuty później Alan Wróbel zgrał piłkę głową do Łukasza Kowalczyka, który z bliska skiksował. Piłka trafiła pod nogi Szydłowskiego, który, mimo strzału z bliska, posłał piłkę obok dalszego słupka. Najlepszą okazję do zdobycia bramki zmarnował po półgodzinie Kowalczyk. Najpierw piłkę na własnej połowie otrzymał Adam Matejak. Po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów minął dwóch rywali i mimo że spokojnie mógł strzelać, oddał piłkę Kowalczykowi. Najskuteczniejszy napastnik Bugu, choć w bramce nie było już bramkarza, ponownie skiksował, a przez to jeden z obrońców w ekwilibrystyczny sposób wybił piłkę tuż sprzed pustej bramki. W 34 minucie po strzale z 20 metrów Łukasz Derejko z trudem wybił piłkę na rzut rożny. Dwie minuty przed przerwą okazji ponownie szukał Kowalczyk. Jego strzał z 25 metrów minimalnie minął jednak słupek. W końcówce tej odsłony mecz wyrównał się. Częściej przy piłce byli momentami goście, którzy poczuli, że Bug nie jest w najwyższej dyspozycji i co jakiś czas straszyli miejscowych szybkimi kontrami.

W drugiej połowie inicjatywa należała ponownie do gospodarzy, ale nie przełożyło się to na czyste sytuacje strzeleckie. Ataki wyszkowian przypominały bicie głową w mur, a do tego sami gracze Bugu zaczęli utrudniać sobie zadanie. W drugiej połowie dwukrotnie groźnie z dystansu strzelał Jakub Rejnuś. Za pierwszym razem bramkarz Wkry z trudem wybił piłkę na rzut rożny, a potem piłka minęła spojenie słupka z poprzeczką. W doliczonym czasie gry, grając już w dziewięciu, wyszkowianie mogli przechylić szalę wygranej na swoją stronę. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka spadła pod nogi Kowalczyka. Niestety, pierwszy złapał ją bramkarz, a akcja skończyła się faulem wyszkowianina na bramkarzu. Niestety graczom Bugu zaczęły puszczać nerwy, co spowo-dowało, że kończyli mecz w zdekompletowanym składzie. Zarówno Szydłowski, jak i Kamil Kaput opuścili boisko za bezsensowne, by nie napisać, idiotyczne zachowanie. Szydłowski w 79 minucie, mając już żółtą kartkę, kopnął piłkę, którą z ręki do wykopu wyrzucił sobie bramkarz Wkry. Natomiast Kaput, mimo że przebywał na boisku niespełna pół godziny, również zdążył z niego wylecieć. O ile za pierwszy faul sędzia mógł go oszczędzić, o tyle w 88 minucie, po celowym odkopnięciu piłki po gwizdku, arbiter nie miał już wyjścia i musiał pokazać młodemu graczowi drugą żółtą kartkę.

Mimo dwóch z rzędu remisów z zespołami z dołu tabeli, Bug pozostaje liderem. Ma już jednak tylko jeden punkt przewagi nad Polonią Warszawa. Na pewno wyszkowian trochę opuściło jesienne szczęście, gdy większość meczów udawało się wygrać jedną bramką. 

Martwi jednak słaba skuteczność. Średnia Bugu w meczach wiosennych to bramka na mecz, a to z pewnością za mało jak na lidera tabeli.
 

W sobotę 12 kwietnia o godz. 16 Bug zagra w Raciążu z Błękitnymi.
 

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: