Początek sobotniego meczu nie zapowiadał końcowej katastrofy. Co więcej, do mniej więcej 25. minuty to goście byli zespołem lepszym, stwarzali sobie sytuacje i zasłużenie prowadzili jedną bramką. Wszystko, co dobre w meczu w wykonaniu wyszkowian prysło jednak niczym bańka mydlana wraz ze stratą pierwszego gola.

Już w 2. minucie przyjezdni mogli otworzyć wynik meczu. Po podaniu Adama Matejaka z bliska strzelał Damian Gałązka, przeniósł jednak piłkę wysoko nad poprzeczką. W 9. minucie Gałązka dośrodkował z rzutu wolnego, a w polu karnym strzałem głową bramkarza uprzedził Bartosz Szydłowski, strzelając swoją czwartą bramkę w drugim meczu. Do ok. 30. minuty goście kontrolowali przebieg spotkania, ale z każdą minutą oddawali Narwi pole gry, cofając się coraz głębiej przed swoje pole karne, bez stwarzania sobie sytuacji przed bramką rywala. Na efekty tak pasywnej gry nie trzeba było długo czekać. W 37. minucie jeden z ostrołęczan zdecydował się na strzał z 22 metrów. Mimo, że piłka szybowała praktycznie w środek bramki, to Łukasz Derejko nie sięgnął jej, przepuszczając strzał pod prawą ręką. Już do przerwy goście stracili prowadzenie. W 44. minucie sędzia podyktował rzut karny za zagranie ręką Łukasza Szali, który został nią trafiony dośrodkowaniem z rzutu rożnego.

Po kwadransie gry w drugiej połowie wszystko było już w zasadzie jasne. Po dośrodkowaniu z prawej strony gracz Narwi nie dał szans Derejce mocnym strzałem głową. W 67. minucie nasi gracze mogli jeszcze złapać kontakt z rywalem. Niestety, strzał Alana Wróbla z rzutu karnego bramkarz obronił. Podłamani wyszkowianie praktycznie podarowali ostrołęczanom dwie kolejne bramki. W 73. minucie gracz gospodarzy wykorzystał sytuację sam na sam, podobnie jak jego kolega pięć minut przed końcem meczu. Na otarcie łez, przyjezdnym udało się trafić po raz drugi. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry strzałem z linii pola karnego bramkarza Narwi pokonał Wróbel.

Był to jeden z najgorszych występów wyszkowian w bieżącym sezonie. Szkoda tym bardziej, że początek meczu był naprawdę udany, nic nie zapowiadało tak znacznej porażki. Problemem na pewno nie jest sama przegrana, ale fakt, że mecz został oddany przy minimalnym zaangażowaniu, a całą drugą połowę nasi zawodnicy grali z przysłowiowymi spuszczonymi głowami.

Bardzo wymowny był także obrazek po ostatnim gwizdku. Alan Wróbel jeszcze kilka minut po zejściu piłkarzy do szatni leżał na murawie, przeżywając i przegrany mecz, i szansę awansu, ale zapewne również przestrzelonego karnego. W jego przypadku ambicji na pewno nie zabrakło.

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: