- Historyk, sowietolog, pisarz, wykładowca amerykańskich uczelni, publicysta, polski patriota – tak gościa przedstawił prowadzący spotkanie Marek Głowacki.

Marek Chodakiewicz urodził i wychował się w Polsce. Od 10. roku życia wyjeżdżał za granicę, m.in. do ciotki do Danii. Gdy w Polsce zaczęły się strajki, miał 17 lat i przebywał akurat w Szkocji. W stanie wojennym ojciec został internowany, on sam również działał w podziemiu.

Na studia do USA wyjechał w 1982 r. – 23 września wylądowałem w raju, czyli w Kalifornii – opowiadał. Miał trzy prace, zamiast 3 studiował 6 lat. Odpowiednik polskiej pracy licencjackiej napisał o sowieckich Muzułmanach za Gorbaczowa. Powstała na podstawie gazet lokalnych. – Dobrze jest spojrzeć na zwykłych ludzi, a to jest możliwe tylko na mikropoziomie – argumentował swój wybór.

Pracował jako wolontariusz w Banku Polskim, na ochotnika zgłosił się do Afganistanu. – Chłopcy są głupi… – zauważył. – Myślałem, że po prostu idziemy bić komunę. 
 

Marek Chodakiewicz na stałe mieszka w USA. – Mój mózg jest amerykański, ale serce polskie – podkreślił na spotkaniu w Wyszkowie. Z innej perspektywy patrzy jednak na to, co wydarzyło się w Polsce po 1989 r. – Mówi się transformacja systemowa, a nie – niepodległość, niezawisłość. Dopiero ostatnio Bronek wymyślił sobie, że trzeba świętować – zauważył. – Transformacja, czyli przekształcenie. Ciało zachowuje właściwości, tylko zmienia kształt. Komuna była pasożytem żerującym na organizmie, czyli państwie. Trzeba było przerywać to raz na jakiś czas, żeby organizmu całkiem nie wyssać. To były reformy. Potem pasożyt znów zaczynał ssać. W 1989 r. postanowiono przeprowadzić operację otumaniania. 

To, co wydarzyło się po 1989 r., to także duże osiągnięcia. – Takie spotkanie jak dziś nie byłoby możliwe. To wielkie osiągnięcie. Wielkim osiągnięciem są też oddolne inicjatywy. Polska składa się z mnóstwa małych ojczyzn, a to jest jeszcze w powijakach. Ludzie dopiero w tej chwili dowiadują się, kim są – zauważył. 

Mówił o zagrabionej pamięci i świadomości, kim się jest, dostosowywaniu się do katów, strachu na początku otwartym, później ukrytym. – 50 lat plugawiono i gwałcono wasze dusze, mózgi, serca. Ja, w USA, wpadłem w ręce dinozaurów, dla których Polska skończyła się w 1939 r. Nie miałem dysonansu, ja byłem na wolności – zauważył. – Dlaczego naród katolicki nie potrafi wybrać swojej reprezentacji, tylko ciągle rządzą lewacy? Jak to jest możliwe, że wchodzi Palikot, Miller, Tusk czy inna małpiarnia? Człowiek powinien spojrzeć w lustro i zapytać: czemu nam nie wychodzi? Twarda analiza bez sentymentów pozwoli poprawić błędy. W Polsce brakuje głębokiej analizy tego, co się dzieje. Ci, którzy zajmują się polityką, powinni mieć podejście zimne i wyrachowane. 

Nawiązując do tego, jak wygląda życie w USA, mówił m.in. o katolicyzmie. –   W USA nikt się tego nie wstydzi. Europa Zachodnia ma z tym problem – zauważył. – W Polsce historię opowiada się przez pryzmat klęsk. W USA wszystko zaczyna się w rodzinie, dzieci uczą się o swoim kraju w pozytywny sposób. Niezwykle ważny jest patriotyzm lokalny, w Teksasie wszystko jest święte, bo podręcznikami zajęli się konserwatyści. Są pewne przegięcia, ale antidotum jest dom i Kościół.

Jedno z pytań dotyczyło wydarzeń na Ukrainie. – To jest pierwszy krok. Przedtem rządzili bandyci i złodzieje, teraz rządzą złodzieje i bandyci. Ale czy jest lepiej? Tak. Nastąpił kolejny krok w świadomości. Co z tego będzie? Nie wiem. Jedno nie pozostawia wątpliwości. Rozdającym karty jest Putin i nikt inny – przekonywał.

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: