Tym razem naszemu zespołowi nie udało się urwać punktów kolejnemu faworytowi, który, dzięki sobotniej wygranej ,wciąż pozostaje w walce o awans. A szkoda, bo szansa na remis na pewno była.

Początek meczu przyniósł nie tyle ciekawe wydarzenia na boisku, co drastyczne pogorszenie pogody. Rozgrzewka odbywała się jeszcze w słońcu, a po kilku minutach gry zaczął już padać śnieg z deszczem.

W 6. minucie miejscowi oddali pierwszy groźny strzał. Na miejscu był jednak Paweł Błesznowski. W 13. minucie gościom dopisało szczęście. Dośrodkowana przez Mateusza Maciaka piłka dzięki wiatrowi zatańczyła w powietrzu, spadła na poprzeczkę, a po chwili pod nogi Łukasza Damętki, który miał przed sobą już tylko pustą bramkę. Cztery minuty później goście mogli prowadzić wyżej. Po rzucie wolnym i strzale Roberta Nogaja z 23 metrów piłka trafiła w poprzeczkę. Gospodarze, mimo, że mieli więcej z gry, w pierwszej połowie tylko raz zagrozili poważnie bramce Bugu. W 34. minucie po strzale z kilku metrów piłę pewnie chwycił bramkarz Bugu.

Od początku drugiej połowie podwarszawska drużyna rozpoczęła szturm na bramkę przyjezdnych. Niestety nasi gracze przyjęli te warunki gry i często dawali się głęboko, zbyt głęboko spychać we własnej pole karne. W 54. minucie gospodarze szybko wykonali rzut wolny, piłka została wstrzelona po ziemi w pole karne, tam krycie zgubił Bartosz Szydłowski, a napastnik KS-u z kilku metrów dopełnił formalności. Po doprowadzeniu do remisu mieliśmy 10 minut względnego spokoju. Nasi gracze nawet częściej starali się atakować, rywalom również zdawał się odpowiadać ten wynik. Po kilku minutach gracze trenera Salamona ponownie dali się jednak zepchnąć do defensywy. W 70. minucie Błesznowski nie dał sobie strzelić miedzy nogami w sytuacji sam na sam. Niestety kilkadziesiąt sekund później nasz bramkarz popełnił błąd. Dobiegł do piłki szybciej od przeciwnika, niestety próbując ją kopnąć, nie trafił w futbolówkę, przewrócił się, a rywalowi zostało już tylko kopnąć do pustej bramki. Szkoda tego błędu było tym bardziej, że do tej chwili Błesznowski bronił naprawdę bardzo dobrze i pewnie. Po stracie drugiej bramki nasi gracze oczywiście próbowali akcji ofensywnych, ale nie mieli na nie ciekawszego pomysłu. Dwa razy dobrych piłek, najpierw na strzał, potem na szybkie rozegranie akcji nie wykorzystał wprowadzony w drugiej połowie Linka. Gospodarze „dobili” nasz zespół trzy minuty przed końcem. Padła wtedy bardzo podobna do pierwszej bramka, gdzie wcześniej nasi defensorzy zupełnie zgubili krycie.

Na pewno był to mecz, w którym można było ugrać co najmniej remis. Do przerwy obraz wyglądał jeszcze dobrze, ale w drugiej odsłonie to przeciwnik zdominował mecz, był trochę lepszy i zasłużenie sięgnął po komplet punktów. Oczywiście za porażkę nie można winić tylko bramkarza Bugu. Ponosi on co prawda odpowiedzialność za drugą bramkę, ale największym błędem wyszkowian było zbyt głębokie cofanie się po przerwie do obrony.
 

•
 

W środę, 8 kwietnia, o godz. 16:30 Bug zagra zaległy mecz w Gąbinie. Natomiast trzy dni później, o godz. 16. będzie w Wyszkowie podejmował lidera z Sochaczewa.

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: