To w duszy człowieka siedzi, ale wracać nie ma sensu...
W tym roku Polska będzie obchodziła 25-lecie odrodzenia się samorządu terytorialnego. Od wyborów do rad gmin w 1990 r. zmieniły się nasz kraj i samorząd, zmienili się tworzący go ludzie. Dla większości pierwszych samorządowców to etap już zamknięty, choć wspomnienia wciąż żywe. Powracają do nich z dumą, ale niektórzy nie potrafią ukryć nuty żalu i goryczy. – Życie idzie do przodu, są inne realia, środki, technologie. Zresztą, kto mnie dzisiaj pyta o zdanie? – mówi były wójt gminy Długosiodło Witold Chmiel.
Czym dziś zajmują się m.in. Ewa Ciunkiewicz, Marek Gołaszewski, Barbara Wyszyńska, Jan Malinowski czy Jan Świderek?
- W Wyszków wsiąkałam od 1968 r. – wspomina Ewa Ciunkiewicz. Została dyrektorem biblioteki powiatowej, która wówczas obsługiwała także część bibliotek z powiatów Wołomin i Ostrów Maz., zatrudniała ok. 100 osób.
Od 1994 r. przez jedną kadencję pełniła funkcję zastępcy burmistrza. – Poszłam do samorządu niejako z przymusu, żeby wybudować bibliotekę – przyznaje. – Pomagało mi Towarzystwo Ziemi Wyszkowskiej, którego przewodniczącym był Adam Świderski, a wiceprzewodniczącym Józef Dubert. Prace rozpoczęły się w latach 70., ale stanęły, gdy powstało województwo ostrołęckie. Ostrołęka w pierwszej kolejności rozbudowywała własną bibliotekę. Tak czy inaczej inwestycję trzeba było dokończyć. Amatorów na ten teren było mnóstwo. Proszę sobie wyobrazić w miejscu biblioteki np. hurtownię.
Ewa Ciunkiewicz została zastępcą nowego burmistrza Jana Malinowskiego. – Przede wszystkim chciałam dokończyć dzieło budowy biblioteki, choćby ze względu na pana Duberta – dodaje. – Dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie, Wiesław Domarecki wyszedł z propozycją połączenia naszej inwestycji z budową urzędu skarbowego. Wskazał nam kontakty w ministerstwie finansów, 1/3 środków pozyskaliśmy z zewnątrz. Dzięki temu ruszyliśmy niemalże z kopyta. Poza tym wyszkowska biblioteka została wybudowana i wyposażona dzięki wielu przedsiębiorcom. Dlatego ludzie nas tak dobrze wspominają. Toczyliśmy walkę niemalże o każdą złotówkę. Zostawiliśmy po sobie nie pomniki, jak mawiają niektórzy, ale obiekty użyteczności publicznej.
W 1998 r. Ewa Ciunkiewicz wróciła na stanowisko dyrektora biblioteki. – Idąc do samorządu od początku zaznaczałam, że chcę wrócić. I tak się stało. Miałam wspaniałego zastępcę Basię Końską – dodaje.
Wyszkowską biblioteką kierowała do końca 2002 r. – Po przejściu na emeryturę ciężko zachorowałam – wspomina. – Zajmowały się mną wówczas amazonki, moje ukochane bibliotekarki i wspaniała sąsiadka Ania. Gotowały mi, jeździły ze mną na chemię, trzymały za rękę, odwiedzały w szpitalach.
Gdy stanęła na nogi, rozpoczęła remont rodzinnego domu w Rybienku Leśnym, gdzie w końcu, po latach, zamieszkała na stałe. Gromadzi materiały do publikacji o tragicznych losach rodzin swojej i męża. W pierwszej kolejności chciałaby napisać monografię rodziny swojego ojca, którego zna tylko z fotografii. – Mojego taty – bohatera AK, jego brata i siostry. To ludzie, którzy oddali życie za ojczyznę – podkreśla. – Rodzina męża to z kolei ludzie zasłużeni dla nauki, im również chciałabym poświęcić publikację. Jeśli mi się nie uda, to przynajmniej zostawię pokaźne archiwum. Ma je zresztą każda bibliotekarka.
Do biblioteki Ewa Ciunkiewicz zagląda dość często, niedawno ukończyła tam kurs komputerowy. Wciąż jest członkiem stowarzyszenia bibliotekarzy. – Pozostały piękne wspomnienia – dodaje. Przyjacielskie kontakty utrzymuje również z kolegami i koleżankami z ówczesnego samorządu. Jednak o powrocie nawet nie myśli. – Mam świadomość, jak bardzo absorbująca to praca – podkreśla. – Myślę, że przy każdej radzie powinni być doradcy. Ale w demokracji jest jednak tak, że każda nowa ekipa, także w samorządzie, nie zwraca uwagi na to, co dobrego było wcześniej.
Teraz jako samorządowiec Ewa Ciunkiewicz realizuje się poniekąd w Klubie Amazonek, gdzie jest przewodniczącą komisji rewizyjnej. – Wiele kobiet wstydzi się mówić o chorobie. A ja nie wstydziłam się i dlatego ludzie mi pomogli – dodaje. – Przetrwałam dzięki wspaniałym ludziom. Moim marzeniem jest, aby wspaniałym ludziom, którzy zasłużyli się dla bibliotekarstwa publicznego w Wyszkowie, a więc Bronisławy Stasikiewicz, pierwszej po wojnie organizatorki tej biblioteki oraz najbardziej zasłużonego dla jej budowy społecznika Józefa Duberta sale w biblitece były nazwane ich imieniem. Mam nadzieję, że moje marzenie spełni aktualny samorząd.
Aktywność – duch tamtych czasów
Szefem Ewy Ciunkiewicz był Jan Malinowski. Pracę w samorządzie rozpoczął w 1994 r., gminą kierował przez ponad 8 lat, był burmistrzem 2. i 3. kadencji. – Bardzo dobrze wspominam tamten czas, to bardzo cenne doświadczenie życiowe – podsumowuje. – Zadowolony jestem przede wszystkim z tego, że pewne rzeczy uporządkowałem: gospodarkę wodnościekową, powstała biblioteka, pływalnia. W tej chwili to już jest codzienność.
Jan Malinowski jest rozczarowany samorządem powiatowym. – Okazał się przechowalnią dla członków partii rządzącej – ocenia.
Za udaną uważa natomiast reformę samorządu gminnego. – Choć obecnie rada gminy tylko teoretycznie ma wpływ na to, co się dzieje – zaznacza. – O wszystkim decyduje burmistrz, zwłaszcza że opozycji praktycznie nie ma. Kiedy burmistrzem był Krzysztof Zamczewski czy ja, było zupełnie inaczej. Wtedy zresztą burmistrz był przewodniczącym zarządu, decyzje podejmowane były w większym gronie, były burzliwe dyskusje, ścierały się różne opcje. W tej chwili publicznych dyskusji właściwe nie ma, może gdzieś w kuluarach. Nawet jak ktoś ma inne zdanie, to i tak boi się je wypowiedzieć. Proszę porównać dzisiejszy samorząd z radą pierwszej czy drugiej kadencji. Dziś duże znaczenie ma wysokość diety. Gdyby nie to, być może, więcej byłoby w samorządzie zapaleńców. Kiedyś dieta była przecież symboliczna.
Po przegranych wyborach Jan Malinowski wrócił do zawodu. Prowadzi działalność gospodarczą, jest inżynierem środowiska, realizuje i nadzoruje projekty związane z tą dziedziną. Wciąż angażuje się w życie samorządowe, w ostatnich wyborach wspierał kandydującą na burmistrza Justynę Garbarczyk. –
Mój powrót do samorządu jest mało prawdopodobny – zaznacza jednak. – Mamy teraz inne czasy, inne wartości, nikt nie patrzy na dorobek, doświadczenie. Najwyższa pora iść na emeryturę.
•
Początki samorządu lokalnego bardzo dobrze wspomina Barbara Wyszyńska, radna trzech kadencji, po śmierci Pawła Zdanowicza krótko pełniła funkcję zastępcy burmistrza.
- Pierwszą kadencję uważam za najbardziej udaną – ocenia po latach. – Mieliśmy wspaniałego burmistrza, Krzysztofa Zamczewskiego, twardego, inteligentnego, innowacyjnego. W Polsce zaczynał się inny ustrój, a nasz burmistrz wyprzedził wiele przepisów wprowadzonych później przez rząd, jak choćby organizację przetargów. Widać było też ogromne zaangażowanie wszystkich radnych, ideowość. Wszyscy byli bardzo aktywni, to zresztą był duch tamtych czasów. Wszystkim radnym wystawiłabym najwyższą notę. To była wspaniała, kilkuletnia przygoda. Utworzenie samorządu gminnego to bardzo udana reforma, dzięki niej Polska przez te 25 lat tak się zmieniła.
Barbara Wyszyńska jest lekarzem, nadal aktywnym zawodowo. Od 2000 r. pracuje poza Wyszkowem. – Siłą rzeczy jestem z daleka od spraw lokalnych. Trochę się identyfikuję, ale mało o tym wiem – przyznaje.
Do samorządu nie zamierza wracać. – Dla mnie to zamknięty etap, choć jest we mnie duch samorządowca. Uważam jednak, że radnym nie powinno się być przez wiele kadencji. Zresztą w ogóle jestem zwolenniczką kadencyjności, tak samo w sejmie czy na stanowisku burmistrza. Samorząd to miejsce dla różnych osób – zauważa.
Do samorządu nie zamierza wracać również Jan Świderek, od 2003 r. przez jedną kadencję wicestarosta powiatu wyszkowskiego, wcześniej radny miejski. – Dla mnie najważniejsza była pierwsza kadencja rady miejskiej – ocenia. – Podjęliśmy decyzje o budowie szeregu inwestycji, takich jak biblioteka, pływalnia, zaczęła się budowa szkoły wyższej. Te inwestycje pozwoliły na rozwój Wyszkowa, zaprocentowały, okazały się trafne. Choć na tamte czasy były to poważne, kontrowersyjne przedsięwzięcia.
Za równie ciekawą uważa ostatnią kadencję w samorządzie, już powiatowym. – Podjęliśmy wiele inicjatyw gospodarczych, choć mieliśmy do czynienia z niespotykaną nagonką ze strony przeciwników. Chodziło m.in. o budowę pierwszego sklepu wielkopowierzchniowego. – A kto dziś wyobraża sobie Wyszków bez tego typu sklepów? – pyta.
Obecnie jest naczelnikiem wydziału architektury w urzędzie warszawskiej dzielnicy Wesoła. – Zerwałem z samorządem. Już mnie nie ciągnie, więcej nie będę kandydował – zapewnia. – Nie mam żalu, ale myślę, że każdy radny powinien się zastanowić, jak podejmowane decyzje będą oceniane z perspektywy czasu.
Było i nie wróci więcej
Prowadzenie inwestycji wspomina również Marek Gołaszewski, przez 12 lat wójt gminy Zabrodzie. – Dziś nikt nie powie, że to inwestycje nieudane. Szczególnie dużo zrobiłem dla oświaty. W tej chwili jest problem ze szkołą zawodową, obiekt ma być przekazany gminie. Myślę, że to dobry pomysł. W tamtych czasach ta szkoła była bardzo potrzebna, nie było problemu z naborem – przypomina.
Po przegranych wyborach przeszedł na rentę, a potem na emeryturę.
Poświęca się głównie rodzinie, pomaga córce, która w Zabrodziu prowadzi poradnię medycyny rodzinnej. – Nie nudzę się – dodaje. – Zajmuję się wnukami, niedaleko mieszka również syn, pracuję na działce.
Marek Gołaszewski kilka razy próbował wrócić do samorządu. – Ostatnio dałem już sobie spokój – mówi. – Dla samorządu może niekoniecznie jestem już potrzebny. Czasami mam inne zdanie niż młodzi, teraz są inne czasy. Przez 8 lat w ogóle nie zaglądałem do urzędu, poprzednia kadra mi nie odpowiadała. Teraz sytuacja się zmienia i mam nadzieję, że będę odwiedzał urząd. Utrzymuję kontakty z wójtem, radnymi, rozmawiamy o sprawach ważnych dla gminy, jeśli chcą znać moje zdanie.
•
- To był przełom naprawdę trudnych czasów, nieporównywalnych do obecnych – mówi z kolei Witold Chmiel. Przez 19 lat kierował gminą Długosiodło, jako wójt 12 lat.
- Żyliśmy w szarych czasach – dodaje. – Po reformie mówiono nam: pierwsze śliwki robaczywki. Wówczas wójt wybierany był z grona radnych, na każdej sesji mogłem więc zostać odwołany. Pamiętam, jak ścierały się różne opcje, jakie toczyły się dyskusje. Teraz, jak patrzę na różne samorządy, na różne rady, to jest jakieś ubezwłasnowolnienie.
- W tamtych czasach wszystko było nowe – dodaje. Wspomina m.in. szukanie lokalizacji dla oczyszczalni ścieków. – Ile się nagłowiliśmy, ile zdrowia to człowieka kosztowało. Teraz to normalne, nie dyskutuje się, ale wtedy słowo oczyszczalnia kojarzyło się tylko ze smrodem. W siedmiu oczyszczalniach byliśmy z wszystkimi radnymi. Albo kto dzisiaj pamięta, że na wsi nie było prądu, transformatora? Teraz nie ma takich problemów.
Po przegranych wyborach na wójta, przez prawie 3 lata był dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy. Później przeszedł na emeryturę. Dziś samorząd to już dla niego przeszłość, choć po tylu latach kierowania gminą trudno o nim zapomnieć. – To w duszy człowieka siedzi – przyznaje. – Ale wracać nie ma sensu. Życie idzie do przodu, są inne realia, środki, technologie. Zresztą, kto mnie dzisiaj pyta o zdanie? Po wyborach nawet nie zaproszono mnie na sesję, żeby pożegnać. Jak ja mam się czuć? To takie wyproszenie z gminy. Tak wygląda samorządność.
W podobnym tonie wypowiada się Jan Kozon, przez wiele lat wójt gminy Rząśnik. – To już historia. Teraz odpoczywam, kuruję się. To było i nie wróci więcej – komentuje. – Nie ma wdzięczności. Człowiek oddał pół życia, a nikt nie powiedział nawet „dziękuję”. Jest mi żal, że to, o co walczyłem, jest tak zaniechane. Dziś nikt nie walczy. Czuję niesmak i tyle.
Nie zamierzam się poddać
Wielu samorządowców wciąż angażuje się w życie lokalne. Dawny wicestarosta Waldemar Sobczak jest aktywnym radnym w samorządzie powiatowym. W radzie jest również była starosta Justyna Garbarczyk, która ma za sobą również kampanię w wyborach burmistrza. Zastępca burmistrza Zbigniew Wiśniewski znalazł zatrudnienie w PWiK.
Do niedawna mandat radnego powiatowego sprawował Marian Skoczeń, były wójt gminy Somianka. Reformę samorządową uważa za udaną, choć nie jest tego pewien w przypadku akurat samorządu powiatowego. – Ale z drugiej strony, czy likwidacja powiatów byłaby obecnie dobrym posunięciem? – zastanawia się.
Od 1990 r. przez 4 lata był społecznym zastępcą wójta gminy Somianka, przez kolejną kadencję – już etatowym. W latach 1998 – 2006 pełnił funkcję wójta gminy. – Z całej pracy jestem dumny – mówi. – To były pierwsze samorządy, które wdrażały programy unijne, inwestowały pozyskane środki w infrastrukturę drogową, komunalną czy oświatową. Każdy ma inny punkt widzenia na sprawowanie władzy. Nie ma uniwersalnych rad, każdy widzi to inaczej. Gmina ma duże potrzeby, ale i duże możliwości.
Marian Skoczeń wciąż jest aktywny zawodowo, jest wicedyrektorem w centrali KRUS w Warszawie. – Nie zamierzam się poddać – podkreśla. – W każdej dziedzinie społecznej można się udzielać.
SB