Piątkowy mecz rozpoczął się i przebiegał pod dyktando przyjezdnych. Nie było to zaskoczeniem, natomiast o ból głowy przyprawić mógł sposób, w jaki wyszkowianie tracili bramki.

Goście szybko wyszli na prowadzenie. Po 10 minutach Łukasz Barankiewicz wykorzystał złe podanie rywala i na raty – najpierw strzałem w słupek, a po chwili celną dobitką – otworzył wynik meczu. Nasz zespół tylko 4 minuty cieszył się z prowadzenia. Po dalekim zagraniu z własnej połowy nasi obrońcy dopuścili, aby piłka odbiła się kozłem tuż przed polem karnym. Dopadł do niej najszybciej gracz Korony, a próbujący mu przeszkodzić Mateusz Maciak zagrał ręką, co skutkowało rzutem karnym. Gracz z Szydłowa pewnym strzałem pod poprzeczkę doprowadził do wyrównania. Po 2 minutach rozpadało się tak mocno – zarówno deszcz, jak i przez chwilę grad – że sędzia z Płocka nie miał innego wyjścia i przerwał mecz. Po niespełna 10 minutach ulewa ustała, zrobiło się ciepło, wyszło słońce, słowem bardzo dobre warunki do gry. Chwilową przerwę szybciej wykorzystali goście. Obrońca Korony ponownie zaliczył niemalże asystę, podając do Łukasza Kowalczyka, który mocnym strzałem przy słupku znów wyprowadził Bug na prowadzenie. Wyszkowianie ponownie tylko kilka minut cieszyli się z bramki. W 34. minucie dwóch obrońców Bugu nie potrafiło zatrzymać napastnika Korony, który upadając zdołał oddać strzał. Piłkę próbował jeszcze z linii bramkowej wybić Paweł Błesznowski, jednak mimo że trącił lekko piłkę, to siłą rozpędu wpadł z futbolówką do bramki.

Na szczęście, po przerwie nasi gracze znacznie poprawili grę w obronie, a ponadto często atakowali, dzięki czemu stwarzali sobie co chwilę dogodne sytuacje. Potrzebowali po wznowieniu gry tylko 5 minut, by po raz trzeci wyjść na prowadzenie. Wydawałoby się straconą już piłkę zdołał dośrodkować z linii końcowej Barankiewicz, ta trafiła na głowę Kowalczyka, który z bliska dopełnił formalności. W odpowiedzi Błesznowski efektownie obronił strzał głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Jednym z ciekawszych wydarzeń tego meczu była sytuacja z 69. minuty. Po źle zastawionej pułapce ofsajdowej sami przed bramkarzem znaleźli się Damętko i Barankiewicz. I choć trudno w to uwierzyć, piłka ostatecznie wylądowała w rękach gracza z Szydłowa. Dopiero w końcówce meczu nasi gracze, mimo przewagi, zapewnili sobie wygraną. W 81. minucie po wrzutce Barankiewicza piłki nie sięgnął Kowalczyk, ale w porę znalazł się Ernest Dobkowski, kierując wślizgiem piłkę do bramki. Kolejne dwie sytuacje miał Kowalczyk. Najpierw z bliska strzelił w bramkarza, następnie w sytuacji sam na sam trafił tuż obok słupka. Jeszcze lepszą szansę miał Paweł Nowacki. Pomocnik Bugu nie trafił w bramkę, w której ustawiony był już tylko jeden z obrońców Korony. Kropkę nad i postawił w doliczonym czasie gry rezerwowy Rafał Linka, strzelając celnie z ostrego kąta. W ostatniej akcji meczu piękny strzał z 30 metrów oddał gracz gospodarzy, a piłka zatrzymała się na poprzeczce.

Po takim meczu na pewno cieszy ilość zdobytych bramek, choć spokojnie mogło ich być o dwie więcej. Rysą są na pewno dwie stracone bramki, a zwłaszcza postawa przy nich wyszkowskiej defensywy. To na pewno temat do namysłu dla trenera Salamona. Tymczasem w sobotę (początek o godz. 16) nadarzy się jeszcze lepsza okazja do poprawienia bilansu bramkowego. Do Wyszkowa przyjedzie outsider z Drobina i z pewnością nikt nie wyobraża sobie powtórki z meczu z Olimpią.

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: