Dobrze tu wrócić
Rozmowa z Iwoną Ostrowską (w Wyszkowie bardziej znaną jako Iwona Dyl), absolwentką wyszkowskiego LO oraz Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jej obrazy z cyklu „Kobiety” od soboty, 7 marca można będzie oglądać na wystawie w wyszkowskiej bibliotece.
Od lat mieszkasz w Warszawie, masz tam rodzinę, ciekawą pracę, a jednak wracasz do Wyszkowa. Dlaczego?
Poza tym, że mieszka tu moja starsza siostra Jola i jej najbliżsi, z Wyszkowem wiąże mnie nadal harcerstwo. Od początku, tzn. od dziesięciu lat jestem w Rdzewiejących Niezbędnikach, organizuję z nimi rajdy dla wyszkowskich harcerzy, spotykamy się też towarzysko. Najkrócej mówiąc, z Wyszkowem łączą mnie ludzie, przyjaciele z czasu liceum i harcerstwa. Było wtedy beztrosko. To dobrze wrócić do korzeni, do wspomnień.
Wróćmy do czasów, gdy mieszkałaś w Wyszkowie. Czy już wtedy interesowałaś się malarstwem?
Dużo czasu zajmowało mi harcerstwa; Rajdy Świętokrzyskie, Rajdy Andrzejkowe, festiwale piosenki. Należałam też do sekcji tańca towarzyskiego, którą prowadziła Danka Deptuła.
Grałam w tenisa – byłam III w województwie ostrołęckim. Grać w tenisa uczył mnie Jacek Czyżo, a wciągnął mnie w ten sport Arek Brejnak. Razem ze mną trenowali Wojtek Brejnak, Irek Dawidzki i moja młodsza siostra Dzidka.
Ale już wtedy razem z Adamem Lamparskim i Sławkiem Rosińskim brałam udział w konkursach plastycznych, organizowanych przez miasto. Jak pamiętam, zawsze coś tworzyłam, malowałam, ale nie wiedziałam, że to będzie w dorosłym życiu tak na poważnie, stanie się moją pasją i zawodem.
Chodziłaś na zajęcia plastyczne?
W liceum byłam samoukiem, nie miałam nawet lekcji plastyki. Większość znajomych znała moje zainteresowania plastyczne, dzięki temu projektowałam plakietki obozowe i rajdowe. To było wówczas wyzwanie, gdyż moje znaczki widniały na każdym mundurku naszych harcerzy.
Byłaś też drużynową drużyny „Dewajtis”.
Byłam drużynową wspaniałej grupy młodzieży: Roberta Borzymka, Mać-ka Kowalskiego, Adama Grześkiewicza, Janka Kosińskiego, Basi i Marzeny Kozon, Renaty Wójcik, Marzenki Mroczek, Gosi Matusik. Pozdrawiam ich wszystkich.
Kiedy postawiłaś na sztukę?
Tworzenie zawsze było we mnie, po prostu poszłam w tym kierunku. Skończyłam szkołę reklamy w Minsku Mazowieckim, gdzie doskonaliłam warsztat twórczy, a potem już Wydział Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Zamieszkałam w Warszawie, pracowałam w dużych firmach (Kodak, Lancome) i agencjach reklamowych.
Czy w nawale codziennych obo-wiązków - dom, dziecko, praca - znajdowałaś czas na malowanie?
Zajęłam się pracą marketingową, ale plenery, na które jeździłam, pozwoliły mi realizować się też twórczo. Dziś mój kochany synek Jędrek ma 15 lat, jestem z niego dumna, myślę, że jednak udało mi się łączyć obowiązki rodzinne z twórczością.
Co uznajesz za swój największy sukces?
Na pewno moim sukcesem jest zaprojektowanie logo Empiku, które funkcjonuje już kilkanaście lat. Moje obrazy znajdują się w prywatnych i firmowych kolekcjach w Polsce, Niemczech, USA, Szwecji.
A teraz co robisz zawodowo?
Prowadzę własną firmę graficzną, pracuję dla dużych korporacyjnych firm. Zajmuje się projektowaniem kampanii reklamowych i prasowych oraz folderów, plakatów, znaków graficznych, okładek do książek.
Na pewno jest to bardzo absorbujące. Czy znajdujesz czas na własną twórczość?
Jest to już wpisane w moje życie, cały czas tworze, jeżdżę na plenery, wystawy, spotykamy się na różnych przedsięwzięciach artystycznych.
Wystawiam obrazy w całej Polsce.
Miałaś swoje wystawy?
Kilkanaście od 2000 roku, m.in. w Ciechocinku, w Konstancinie Jeziornie, Warszawie (m.in. w kawiarni „Mała Czarna”, Galerii Bemowo, Galerii wzornictwa, w Teatrze Buffo), w Koszalinie, Barlinku, Gorzowie Wielkopolskim.
Jaką techniką malujesz?
Maluję na płótnie farbami olejnymi. Lubię olej, gdyż swoje prace mogę przemalowywać i poprawiać. Zdarza się, że obraz po jakimś czasie przestaje mi się podobać i tworzę go na nowo (tak jest z cyklem Kobiety, gdzie jeden obraz uważam ciągle za nieskończony, ale jednak postanowiłam pokazać go na wystawie i nie powiem, który to jest).
Czym dla ciebie jest malowanie?
Tworzenie jest wyrażaniem samego siebie, odkryciem swoich emocji poprzez kolor, tematykę, uderzenie pędzla. Dlatego każde wystawienie obrazu, to takie zwierzenie się światu, temu zawsze towarzyszy obawa, czy odbiorca zaakceptuje mnie.
Czy czekasz na natchnienie, by tworzyć?
Oczywiście, że tak, czasami pomysł chodzi za mną, aż wreszcie przychodzi jakiś moment i nie ma siły, żeby nie przełożyć go na płótno. Maluję szybko, czasami dwa obrazy naraz (odpoczywam od jednego i zajmuję się drugim).
Nieodzownym zmaganiem artysty jest pomysł na obraz, bo przecież „wszystko już było”. I to zmaganie, żeby stworzyć coś wyjątkowego towarzyszy chyba każdemu artyście, każdy zaczęty obraz daje nadzieję, a potem jest różnie.
Najczęściej tworzę cykle np. w zeszłym roku malowałam domki i wszędzie, gdzie byłam, wyszukiwałam jakieś szczegóły i kształty. W tym roku kobiety są moim konikiem, odnajduję ciekawe ujęcia postaci lub zapamiętuję ich twarze. Mój przyjaciel, artysta z Litwy, Rytis twierdzi, że w każdej kobiecie jest coś ze mnie (może mnie lubi).
Z czego ostatnio szczególnie jesteś zadowolona?
Nagrodą dla każdego artysty jest akceptacja przez odbiorcę. I w tym roku moim sukcesem jest zakupienie przez niemiecką firmę obrazów do kalendarza drukowanego w tysiącach egzemplarzy. W związku z tym moją sztukę tyle osób zobaczy.
Skąd pomysł wystawy w Wyszkowie?
Wystawę planowałam w Wyszkowie kiedyś tam, w nieokreślonym czasie, aż tu Gosia Nasiadko wyznaczyła datę i... zobaczymy. Jednak to największe wyzwanie pokazać siebie wśród znajomych i przyjaciół. Mam tremę.
Na pewno niepotrzebnie, bo na przyjaciół w Wyszkowie i ich życzliwość zawsze możesz liczyć. Dziękuję za rozmowę.
Elżbieta Borzymek