Każdy żyje z gospodarza
Kilkudziesięciu rolników z powiatów wyszkowskiego i okolicznych mocno zaniepokojonych spadkiem cen mleka spotkało się 10 czerwca z prezesem firmy „Mleks”. – Bo my nie damy rady – skarżyli się. – Od myszy po cesarza każdy żyje z gospodarza.
Jerzy Księżak zapewnił, że proponuje ceny w maksymalnej wysokości, na jaką zakład może sobie pozwolić. – Nie jestem prezesem jakiejś spółdzielni, gdzie mogę wziąć teczkę i sobie iść. Jak coś schrzanię, to idę pod most mieszkać – bronił się.
W ubiegłym roku o tej porze za litr mleka płacił „Mleks” 1,34 zł, cena w maju 2015 r. wyniosła – 1,02 zł. „Mleks” jest dostawcą co 6. litra mleka do „Mlekovity”.
Rolnicy dotychczas nie skarżyli się na współpracę z „Mleksem”, także podczas środowego spotkania chwalili terminowość płatności. – Dzisiaj też nie przychodzimy ze złością – podkreślali.
Przyjechali apelować o niezmniejszanie cen mleka. – Bo my nie damy rady – przekonywali rolnicy. – Kiedy ten licznik stanie? Mleko wyprodukowaliśmy, kary zapłaciliśmy (za nadprodukcję mleka – red.), a cena spadła.
Wielu rolników znalazło się w bardzo trudnej sytuacji finansowej:
- Ja muszę na ratę kredytu 8 tys. zł zostawić. Z czego żyć?
- Każda jedna firma się rozwija. Rolnicy też biorą kredyty, a spłacać nie ma z czego, bo mleko tanieje.
- W ubiegłym roku miałam cenę 1,56 zł, w tym roku – poniżej 1 zł.
- Inne zakłady w Polsce, np. „Piątnica”, trzymają ceny. Nie może być tak, żeby jeden płacił 60 groszy, a drugi 1,40 zł.
- Wszyscy swoją marżę muszą wziąć, a wszystko się odbija na chłopie. Od myszy po cesarza każdy żyje z gospodarza. Naszym zdaniem firma „Mleks” też chce na nas zarobić. Pan myśli tylko o swojej firmie, a nie o rolnikach – do Jerzego Księżaka zwrócił się jeden z rolników.
- Czy pan nie rozumie, że cena mleka globalnie spadła? – odparł prezes „Mleksu”. – „Mlekovita” to potężny zakład, pierwszy w kraju. Zakład wielki, to i wielkich cen ludzie się spodziewają. Cena za maj spadła i nikt tego nie przeskoczy. Ja dostałem stawkę 1,10 zł za litr. To, co możemy zapłacić, to 1,02 zł. Obawiam się, że sytuacja może się jeszcze pogorszyć, bo eksport na wschód, który wahał się w granicach 30%, zatrzymał się.
- A kto się kazał z Ruskimi kłócić? – komentowali rolnicy. – Ruskie wejdą, to mleko wypiją.
Jerzy Księżak pamięta, jak w latach 80. rolnicy wylewali mleko do rowów.
- I teraz tak będzie – przekonywali.
Prezes zdaje też sobie sprawę z trudnej sytuacji finansowej swoich dostawców: – Były dotacje, rolnicy kupowali sprzęt. Wiem, ile przychodzi wezwań o uregulowanie od komorników.
- Komornicy sami będą te krowy doić – mówili z gorzkim uśmiechem rolnicy.
Dzisiaj mnie nie bijecie
„Mleks” skupuje mleko od 3,5 tysiąca dostawców. Na 1-2 rolników, którzy chcą odejść, jest 10 nowych chętnych. – Ale nikogo więcej nie bierzemy – mówił Jerzy Księżak.
- Mamy rozstawionych ponad swoich 300 schładzalników. Za próby nie obciążamy. Dziennie muszę przerzucić 510 – 530 ton. Z tego drobna suma jest dla mnie. Uczestnicy, w tym ponad 30 samochodów, ok. setki ludzi. Ja też to muszę utrzymać, kupić paliwo. Od każdego skupionego litra co kwartał musimy odprowadzić 2 grosze na fundusz promocji mleka – wyliczał. – Jestem w takiej samej sytuacji. Co mam zrobić? Doprowadzić do straty? Jak przekroczę granicę, pójdę tam, gdzie mleczarnia Wyszków – diabli wzięli. W mleczarstwie robię od 1974 r. Dzięki doświadczeniu dzisiaj mnie nie bijecie i nie przyjechaliście po ostatnie pieniądze.
- Nie wiadomo, co będzie za miesiąc albo za dwa. Jakbyście ceny obniżyli w ubiegłym miesiącu, to byśmy już dzisiaj nie przyjechali, bo nie mielibyśmy za co – komentowali rolnicy. – Jak tak dalej będzie, to będziemy mieli straty. Mleka nie będzie. I co wtedy prezes?
Jerzy Księżak na brak zainteresowania ze strony inwestorów nie narzeka: – Dwa banki chcą firmę kupić, jeden zakład chce nas wprowadzić do spółki. Ale nie sprzedajemy.
W ostatnich latach firma znacznie się rozwinęła. – Zainwestowaliśmy w masarnię, mamy produkcję krówek, garmażerkę, pieczywo cukiernicze. I to nas wspomaga. Przynajmniej pozwala utrzymać, bo zatrudniamy ok. 300 osób – podkreślił Jerzy Księżak. – W najbliższym czasie oddajemy hurtownię – sklep. Na targowicy budujemy duży sklep, ok. 1.000 m kw. Malutkimi sklepikami nie ma konkurencji. W tej chwili mały sklep to śmierć jest.
- Jak Biedronka rządzi nami. Niech płacą podatki jak każdy jeden – dyskusja zeszła na sprawy ogólnokrajowe.
- Przegrywam z nimi na starcie, bo nie płacą 19% podatku. Mogą sobie pozwolić 20% ceny w dół – mówił Jerzy Księżak. – Nie jestem prezesem jakiejś spółdzielni, gdzie mogę wziąć teczkę i sobie iść. Jak coś schrzanię, to idę pod most mieszkać. Odpowiadam znacznym majątkiem. Nie chcę na stare lata iść do przytułku.
- My też nie! – odparli rolnicy.
- Rolnik to więzień bez krat. Nie ma urlopu, wolnych weekendów – rolnicy charakteryzowali swoją sytuację.
- Ja na urlopie nie byłem 15 lat. Moja praca to też jest dziennie 16 godzin. Prowadzenie firmy to nerwy – komentował prezes „Mleksu”.
- Gospodarstwo to też firma, też nerwy. Tylko czapkami się rzuca – odpowiadali rolnicy.
Pytali, dlaczego mleko w sklepach nie staniało i czy w dół poszły również zarobki. – Niech pan sobie nie wyobraża, że załoga kokosy zarabia – mówili obecni na spotkaniu pracownicy firmy. Podkreślili też, że staniały sery, jogurty i masło. – Nasze mleko nie idzie na najwyższą półkę – dodał Jerzy Księżak.
Rolnicy chcieliby również znać cenę mleka na początku, a nie na końcu miesiąca. To, ze względu na rozliczenia zakładu, jest niemożliwe.
Jerzy Księżak zaproponował, by delegacja rolników w najbliższym czasie wybrała się z nim na rozmowę do prezesa „Mlekovity” Dariusza Sapińskiego. – Chodzi o to, żeby cena za czerwiec wzrosła. Mam nadzieję, że mnie w tym wspomożecie – zwrócił się do rolników.
- A jak nie, to zrobimy zielone miasteczko – zagrozili.
SB