Pożar wybuchł 28 października w nocy. Zazwyczaj czuwające przy domu psy tej nocy oddaliły się i nie zaalarmowały domowników, że dzieje się coś złego. Trzask płonącego poszycia przed godz. 24.00 usłyszał Tomasz Pieńczyk.

– Syn obudził się, ale już nie było co ratować. Był w takim szoku, że chciał z kubłem lecieć gasić – opowiada pani Agnieszka. 

W trakcie akcji gaśniczej, w której do godz. 5 brało udział 8 jednostek straży, członkowie rodziny byli pewni, że źródłem ognia była wadliwa instalacja elektryczna, tak też odpowiadali na pytania o prawdopodobną przyczynę. Dopiero po czasie, gdy przystąpili do szacowania strat i porządkowania obejścia, stwierdzili, że instalacja wydaje się nienaruszona. Dodatkowo stwierdzili, że pożar miał co najmniej trzy oddalone od siebie ogniska, które jednocześnie się paliły: drzwi do obory, wierzeje i drzwi w stodole. Od nich ogień przeszedł na dach. 

– Wiele osób to mówi, każdy, kto przyjdzie, że to podpalenie, nawet wójt – twierdzi pani Agnieszka i zastanawia się, kto mógłby to uczynić. – Ktoś złośliwy według mnie, ale kto, nie wiem. Nie podejrzewam nikogo, nie mam pojęcia. Nie mieliśmy zatargów, nikt nam nie groził.  

Trudno będzie to ustalić, wszystko w budynkach i przed nimi jest zlane wodą, ślady mogły zostać zatarte lub spalone. Tomasz Pieńczuk zdołał wyprowadzić tylko jeden ciągnik, w pozostałych są spalone koła, zapewne uszkodzona instalacja, nie wiadomo, czy będzie można je wyremontować. Spłonął dach na oborze i stodole, zgromadzone drewno, całe zbiory (ponad 10 ton siana, 8 ton słomy, zalane jest 12 ton zboża). Zniszczone zostały maszyny rolnicze – ciągnik (w tym roku przeszedł kapitalny remont), dwie przyczepy, młynek do zboża, rozsiewacz do nawozu, kombajn ziemniaczany. Zwierzęta wyprowadzili dopiero strażacy, bez ekwipunku nie można było wejść do środka. Uratowano bydło i część świń, dwa poparzone prosiaki zdechły. Zwierzęta przebywają w oborze, jednak ocalały nad nią dach jest osłabiony. Potrzebna jest również pasza. Rodzina chce w pierwszej kolejności położyć nowy dach, by zwierzęta przebywały w bezpiecznym pomieszczeniu, wtedy będzie można uprzątnąć budynki i obejście. Pierwsze prace są już z pomocą sąsiadów wykonane, materiały na dach kupione. Tuż przed pożarem poszkodowani sprzedali byka i za te pieniądze kupili krokwie. W gospodarstwie przez kilka dni nie było prądu, pani Agnieszka nie kupowała nic do lodówki. Zresztą i tak nikomu nie chce się jeść w obecnej sytuacji. Wszyscy biorą leki uspokajające, są zszokowani rozmiarem strat i załamani.     

– Wybiegłem z domu, ciągnik się palił, chciałem go wyprowadzić, ale ktoś mnie z niego wyciągnął. Może, jakbym wyjechał... – potrząsa głową pan Tomasz.

– Syn chciał gasić, krzyczałam, żeby został, bo eternit i krokwie spadały. Bierze leki, inaczej by z łóżka nie wstał, bardzo to przeżywa i płacze – dodaje matka.

– Bo jak to odbudować? – ze smutkiem zastanawia się pan Tomasz. 

W domu mieszka pani Agnieszka z dziećmi, Tomaszem i Katarzyną. Córka studiuje, syn dorabia w Warszawie i zajmuje się gospodarstwem. Ich matka jest wdową i emerytką. Gospodarstwo nie było ubezpieczone. 

Rodzina potrzebuje przede wszystkim pomocy finansowej na zakup materiałów budowlanych, paszy dla zwierząt i sprzętów rolniczych, odbudowę budynków gospodarczych. Wszelka inna forma pomocy będzie również mile widziana. Pieniądze można przekazywać  na konto bankowe: 28 1020 3802 0000 1502 0128 2003  PKO BP S.A. 

Informacji udzielają: Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Zabrodziu (tel. 29 757-12-62) i Tomasz Pieńczuk (604-719-393).

Autor:
Treść:
Kod z obrazka: