GMINA ZABRODZIE: Ocalić od zapomnienia
Od 1979 do 1982 roku na posesji Jana Fornala w Zazdrości działała opozycyjna drukarnia. Drukowano w niej podziemną prasę, ulotki. Ocalało z tamtych czasów 120 matryc. – Muszę powiedzieć, że nieraz pokazują, że ktoś czegoś dokonał, jaki to bohater. Każdy z nas jest takim bohaterem – podsumowuje Jan Fornal.
Pod koniec lat 70. otoczenie domu państwa Fornalów wyglądało inaczej niż dziś. Nieopodal stał dom należący do żony działacza opozycji Adama Karwowskiego ps. Kropka. Rodziny znały się i spotykały. Gdy panowie nabrali do siebie zaufania, wspólnie doszli do wniosku, że to dobre miejsce do działalności opozycyjnej. Ze względu na ukształtowanie terenu, pobliską górę (dziś tam jest staw) dom był osłonięty przez oczami ciekawskich i w 1979 r. w starym budynku przy nim ulokowano drukarnię. Wydrukowane strony odbierano pod pretekstem przyjazdów po mleko albo na wypoczynek. W razie pytań wszyscy mieli potwierdzić, że pomieszczenie jest wynajmowane, a umowa będzie spisana lada dzień.
– W rodzinie początkowo nikt nie wiedział, nawet żona – relacjonuje pan Jan. Stosowano różne metody odwrócenia uwagi od rzeczywistej działalności, np. wynajęto budynek na wesele (imprezę trzeba było zgłosić milicji). Początkowo drukowano tylko w nocy, potem również w dzień. Po powrocie z pracy w Warszawie pan Jan często pracował w polu, w gospodarstwie, wykonywał zwykłe codzienne czynności, by było widoczne, że ciągle jest czymś zajęty. Bywał bliski dekonspiracji, np. ze względu na wysoki pobór prądu. Wiele tego typu sytuacji wymagało rozwagi i trzeźwości umysłu.
– Jak chodził inkasent, ściągnąłem stare piece olejowe i mówię: stary budynek chciałem trochę ogrzać i pan zobaczy – wspomina pan Jan. – Miałem pomysły, zawsze coś powiedziałem.
Działał też w „Solidarności” w swoim zakładzie pracy. Proponowano mu ważniejsze stanowiska, zawsze odmawiał. Wyróżniający się działacze byli bowiem pod lupą, obserwowano ich, przeszukiwano ich mieszkania.
Początkowo z drukowaniem nie było problemów, z czasem ludzie zaczęli coś podejrzewać. Kiedyś przyszedł sąsiad i mówi do Jana Fornala: „Ludzie się dzielą na tych, co nie siedzieli, siedzieli i będą siedzieć”. Wtedy zdecydowano o przeniesieniu drukarni. W grudniu 1982 r. została zainstalowana na działce aktora Mariusza Dmochowskiego w Popowie. W tym samym miesiącu doszło do wpadki z powodu braku ostrożności. Drukujący podbierali drewno do ogrzania domku od sąsiada – generała milicji. Ten po przyjeździe to zauważył i poszedł tam, skąd leciał dym. Drzwi były otwarte, a wewnątrz Adam Karwowski pracował przy drukarni. Został aresztowany.
Po aresztowaniu Adama Karwowskiego do Jana Fornala na ulicy podeszła nieznajoma dziewczyna i ostrzegła go: „Uciekaj, „Kropka” wpadł”. Jan Fornal jednak pojechał do domu. Już na przystanku czekały na niego żona i mama, też prosiły, by nie wracał do domu. Uciekł, klucząc przez góry i las, całą noc zacierał ślady. Przez wiele dni żył w niepewności, nie spał w nocy. Był pewien, że w końcu po niego przyjdą. Zastanawiał się, jak długo „Kropka” wytrzyma. Okazało się, że Karwowski, mimo brutalnego śledztwa, nie wydał nikogo. Stracił zdrowie. Miał wybite zęby, poodbijane narządy wewnętrzne, ledwo chodził. Gdy wyszedł ze szpitala, musiał wyjechać z kraju. Żona z dziećmi została. Po latach ściągnął rodzinę do Kanady, jednak wkrótce zmarł.
Jan Fornal też mógł wtedy wyjechać do Kanady, gdzie miał rodzinę. Rozważał to.
– Mogłem, ale co z żoną, dziećmi? Sam wychowywałem się bez ojca. Uciec mogę, ale zostawić rodzinę? Mama była sama, nie przeżyłaby tego – wspomina. – Zdecydowałem, że zostaję, co będzie, to będzie. Ktoś musi zostać.
W oczekiwaniu na aresztowanie nadal zacierał ślady, zniszczył nawet firanki poplamione tuszem, wyskrobywał go z drewna. Papiery spalił, popioły wsypał do sadzawki. Matryce zakopał nieopodal domu. Część we wspomnianej górze, część bliżej drogi w okopach.
Pamiętajmy o nich
Teren, po sprzedaniu wspomnianej góry, został wyrównany. Ukryte w piachu matryce przepadły. Ocalały tylko te zakopane przy drodze. Zostały wydobyte po ponad 30 latach. Jest ich ok. 120, większość w bardzo dobrym stanie; czytelne i nieskorodowane. Jan Fornal chciałby je wykorzystać, by sprowokować rozmowę i wspomnienia o tamtych czasach i ludziach.
– O wydobyciu myślałem dużo wcześniej. Nie było takiej możliwości. Postanowiłem przekazać to, nie zatrzymywać dla siebie, pokazać, że teren gminy Zabrodzie jest bardzo ważny historycznie. To nie polityka, to historia – uważa. – Musimy ocalić od zapomnienia tych ludzi, którzy włożyli ogromny wkład, by powstała wolna Polska.
To dobra okazja, by tę cząstkę historii gminy wydobyć z niepamięci. Być może uda się zorganizować wystawę w Gminnym Ośrodku Kultury, w wyszkowskiej bibliotece, połączyć to np. ze spotkaniem dawnych opozycjonistów. Jan Fornal uważa, że konieczny jest udział młodzieży, która powinna uczyć się żywej historii i odczuwać dumę z miejsca swego pochodzenia.
– Żeby to nie poszło w zapomnienie – ci ludzie zaangażowani, by pamiętano o nich. Człowiek żyje dotąd, póki o nim się mówi – podsumowuje pan Jan.
Metody bez zmian
– To była prawdziwa konspiracja, mogłem znać jedną osobę. Tak mnie uczyli ludzie z AK: Chcesz być w konspiracji, być dobry, znasz jedną osobę. W razie wpadki wydasz tylko jedną – mówi Jan Fornal.
Po spaleniu drukarni nadal udzielał się w podziemiu, w zakładowych związkach. Bardzo pomogły mu rady tych, którzy byli w AK. Opowiadali m.in. o przesłuchaniach sowieckich. Okazało się, że wiele z tych metod stosowali też ubecy. To np. podrabianie pisma i tworzenie fałszywych zeznań kolegów, którzy niby obciążyli przesłuchiwanego. Ten w odwecie miał na nich donieść. Spotkało to pana Jana, którego zmuszono do własnoręcznego spisania zeznań, by posłużyć się nimi przeciwko komuś innemu. Jemu też przedstawiono rzekome zeznania znajomych, ale zapewnił, że nie zna ich charakteru pisma.
Po likwidacji drukarni, w stanie wojennym, zdarzało mu się przewozić ulotki przez rogatki Warszawy. Wspomina, jak podczas jednej z kontroli dociekliwy żołnierz pod słodyczami odkrył papier. Usłyszał, że to bloki rysunkowe dla dzieci. Prawdopodobnie w to nie uwierzył, ale pozwolił jechać dalej. Bali się, że spisał samochód, że będą śledzeni, więc długo kluczyli bocznymi ulicami.
– Muszę powiedzieć, że nieraz pokazują, że ktoś czegoś dokonał, jaki to bohater. Każdy z nas jest takim bohaterem. Nieraz wystarczy drobna rzecz, pomysł… – mówi skromnie pan Jan.
Tamte wydarzenia trwale wryły się w jego pamięć. Z rozgoryczeniem opowiada o ludzkim okrucieństwie. Szczególnie znienawidzeni byli zomowcy. Bez powodu pastwili się nad zatrzymanymi, zakładali się, po którym uderzeniu ofiara upadnie.
– Normalny człowiek widział człowieka, oni widzieli nagrodę za pobicie – stwierdza.
Adam Karwowski
Tworzył m.in. „Krąg”, niezależne wydawnictwo, na początku 1981 r. w Warszawie, które podjęło się druku prasy, m.in. tytułów: „Druk”, „Fakty”, „KOS”, „Replika”, „Słowo”, „Solidarność Narodu”, „Syrenka”, „Tu, Teraz”, „Tygodnik Mazowsze” i „Wola” oraz ulotek. Działanie to zostało zahamowane przez wpadki, m.in. tę z 19 grudnia 1982 r. w domu Mariusza Dmochowskiego w Popowie. Utracono wtedy m.in. powielacz offsetowy i matryce. Przyłapany na gorącym uczynku Karwowski został aresztowany i oskarżony o to, że „w okresie od miesiąca października 1982 r. do dnia 19 grudnia 1982 r. w miejscowości Popowo-Parcela (...) posługując się powielaczem (...) sporządził w celu rozpowszechniania pisma zawierające fałszywe wiadomości mogące wywołać niepokój publiczny lub rozruchy”.
E.E.